No to jako, że się między egzaminami relaksuję, to przytoczę krótką opowiastkę z SORu. Sytuacja miała miejsce tydzień temu.
Otóż siedzę sobie grzecznie na oddziale i cieszę się możliwością asystowania w drobnych zabiegach chirurgicznych, bo następne kilka godzin zapowiada się siedzeniem na dupsku i okazjonalnym przewożeniem pacjentów na inne oddziały, aż tu nagle błogi spokój przerywa przyjazd karetki z bezdomnym, który umiłował sobie popijanie na umór.
Pogoda piękna, dwadzieścia kilka stopni w cieniu, w nocy temperatura spadła do 14*C, zaś dzień wcześniej przeszła nad miastem burza. Raczej krótka.
Pan żul, spał sobie smacznie na ulicy i w momencie zgarniania przez karetkę miał ~2 promile we krwi i temperaturę ciała 23,2*C... Rzeczonego pana, udało się doprowadzić do 30*C po ponad 4 godzinach resuscytacji (zatrzymał się tuż po wjeździe na sor, dojechał z ciężką bradykardią), wtedy też włączyliśmy leki i defibrylację (cały czas miał migotanie komór) i po kolejnych kilkudziesięciu minutach udało nam się miłemu panu przywrócić rytm zatokowy (oczywiście doszły do tego presory w pompie infuzyjnej, bo samodzielnie niestety dość szybko zwalniał). Co ciekawe, Pan Żul, po uzyskaniu temp ok. 26*C, ocknął się i zaczął wykonywać polecenia lekarza ("niech pan popatrzy w prawo") tudzież wyrywać mi przewód od kroplówki. Cały czas będąc masowanym i z migotaniem komór. Akcja reanimacyjna trwała 4h i 58min.
Niestety, rzeczony pan zmarł po ponad dobie od przyjazdu do szpitala - już na innym oddziale.
Temat brzmi: ku przestrodze, więc wytłumaczę się, po co przytaczam taką historyjkę.
Po pierwsze - uważajcie w terenie z piciem, czy innymi używkami wpływającymi na stan świadomości i termoregulację. Jasnym jest, że w/w był już wyniszczony trybem życia, jednak temperatury jakie teraz mamy, nierzadko skłaniają nas do popijania pod chmurką. Natomiast alkohol powoduje rozszerzenie naczyń włosowatych, przez co zaburzając termoregulację. Do tego dochodzi odwodnienie i niedbałość o to gdzie się leży, na czym i właściwie po co i mamy w efekcie hipotermię, w momencie kiedy to człowiekowi wydaje się, że może spać nago na trawie i nawet nie zadrży. Zawsze zadbajcie o przygotowanie schronienia zanim rzucicie się w tango. Po pijanemu łatwiej jest wpełznąć do przygotowanego śpiwora, niż rozkładać cały "przedział mieszkalny". Oprócz tego, weźcie pod uwagę, o ile łatwiej zrobić sobie kuku jeśli temperatura wynosi 4*C. Albo -4*C.
Z drugiej zaś strony, historia ta powinna sprawić, że inaczej popatrzycie na człowieka znalezionego gdzieś w bramie/na szlaku/na ulicy po zimnej nocy. Hipotermia potrafi tak znacząco zmniejszyć zapotrzebowanie organizmu na tlen, że człowiek, który wydaje się martwy, jest w stanie nie dość, że przeżyć, to jeszcze nie mieć żadnego ubytku neurologicznego. (w/w jest pięknym na to przykładem. Gdyby był zdrowym silnym facetem, to zapewne by przeżył)
Więc pamiętajcie: "nikt nie jest martwy, dopóki nie jest ciepły i martwy."
(za wyjątkiem osób, które mają ewidentnie pewne znamiona śmierci. Poza plamami opadowymi oczywiście, które potrafią się pojawić jeszcze w agonii [w charakterystycznej formie])
EDIT:
Piękny tekst o hipotermii właśnie znalazłem.
http://pokazywarka.pl/kiedy_robi_sie_naprawde_zimno/