Strona 1 z 1

KIERAT 2012 - relacja

: 06 wrz 2012, 13:58
autor: ABCsurvival
Widzę że na forum jest dość sporo tematów o marszach i maszerowaniu, dlatego postanowiłem dorzucić też swoje trzy grosze. Wynik który uzyskałem na Kieracie nie jest powalający, ale cieszę się że udało mi się pokonać ten dystans. Za rok na pewno też wystartuje, a może dzięki mojej relacji ktoś z was również spróbuje swoich sił podczas tej imprezy?

Do marszu podszedłem odrobinę survivalowo – jak to ja :-P – znów nie biorąc ze sobą zbyt wielu rzeczy które mogłyby mi ułatwić te 28 godzin :mrgreen: Zapraszam do czytania!

Tak więc postanowiłem wystartować w jednej z prestiżowych imprez – podobno z uwagi na 3500 metrów podejść i wymieszanie asfaltu z polnymi drogami, jest to najtrudniejsza „setka” w kraju - ubierając się jednak wybitnie nieprofesjonalnie.
W ten oto sposób trafiłem na Kierat i stojąc na linii startu wśród osób mających na sobie ubrania termoaktywne z idealnie dopasowanymi plecakami lub camelbakami, trzymających w rękach kijki pomyślałem że szykuje się niezła zabawa. Sam miałem tylko adidasy z popularnego sklepu sportowego za 80 zł, dwie pary skarpetek z Croppa (nie żadne termoaktywne, bez specjalnych szwów), krótkie spodenki i dwa zwykłe bawełniane T-shirty. Plecak zawierał dwie pół litrowe butelki z wodą (żadnych iztoników czy napoi dla sportowców), pięć batoników (zwykłych ze sklepu spożywczego), dwie paczki sezamków, pięć cukierków, czapkę oraz kompas.
PK1, PK2 i PK3
Po uroczystym otwarciu maratonu, wszyscy ruszyliśmy w stronę jednego celu – mety. Na początku szedłem razem z Komendantem oraz zastępcą Komendanta z oddziału ZS Katowice, do którego kiedyś przynależałem. Pierwszy punkt zaliczyliśmy wspólnie, przy drugim zdecydowaliśmy się na inną drogę niż tramwaj i zaoszczędziliśmy przy tym trochę czasu. W połowie drogi do trzeciego punktu stwierdziłem, że dam radę wycisnąć z siebie troszkę więcej, więc ruszyłem przodem i od tego momentu skończyła się nasza wspólna wędrówka.
PK4
Na trzecim punkcie była możliwość uzupełnienia wody i panowała tam atmosfera rodem z filmu Dystrykt 9 – w blasku latarek ludzie planują dalszą drogę i uzupełniają wodę, a w tle ciągle słychać okrzyki sędziów którzy podbijają karty – trzysta trzy, sto pięćdziesiąt jeden... Na czwarty punkt nie udało mi się dostać tak jak planowałem i razem z tramwajem przełożyliśmy trochę drogi asfaltem. Gdzieś w okolicach północy złapał mnie kryzys, jednak przy temperaturze w okolicach trzech stopni nie za bardzo mogłem usiąść i się poużalać, więc z prędkością 7 km/h dotarłem do czwóreczki i zacząłem planować dalszą trasę ciesząc się ciepłem ogniska.
PK5
Po niecałych dziesięciu minutach, ruszyłem na piątkę, a po ognisku zostały tylko dreszcze. Miałem ambitny plan żeby przebić się grzbietem góry do piątki co w sumie mi się udało o wiele lepiej niż podejrzewałem. Do piątki dotarłem w przemoczonych butach razem z innym zwolennikiem nocnego przebijania się przez haszcze. Tam na punkcie zmieniłem skarpetki, przez pięć minut podsuszyłem buty i dalej.
PK6
Wychodząc z piątki, odbiłem na wschód i trafiłem na czyjeś podwórko – na szczęście nie było tam żadnego psa, a słońce zaczęło już się wyłaniać zza gór, więc w dobrym humorze ruszyłem asfaltem by po chwili wskoczyć na nieużywane już tory. Przy schodzeniu z torów cała grupa przede mną skręciła w prawo, a ja jako jedyny wybrałem inną drogę, po chwili dołączyła do mnie jeszcze jedna osoba i udało nam się znaleźć jeszcze jeden skrót, który kończył się chyboczącym mostkiem, ale wyszliśmy prawie przy samej szóstce. Na szóstce była możliwość uzupełnienia wody, jednak za sprawą temperatury od trójki nie napiłem się ani łyka, więc wziąłem tylko herbatę i w końcu ogrzałem dłonie na tyle, by móc normalnie wklepać numer telefonu – wreszcie dzień się zaczął na dobre i chłody nocy poszły w niepamięć.
PK7
Herbatę dokończyłem w drodze na siódemkę. Z mapy wynikała dość prosta droga, jednak ja znalazłem sposób żeby ją jeszcze skrócić o około 500 metrów i tak po niedługim czasie trafiłem na siódemkę, gdzie byłem w okolicach 240 miejsca.
PK8, PK9
Z siódemki na ósemkę powinno się iść około godzinki, lecz tutaj całkowicie dałem ciała i dopiero po 2,5 godzinie trafiłem do punktu – od tej pory już nie odbierałem telefonów i skupiłem się tylko i wyłącznie na marszu. Już nie tracąc czasu, od razu uderzyłem na dziewiątkę. Trzymając się tramwaju zaliczyłem dziewiątkę – sciężką która najprawdopodobniej powstała z potrzeby jak najszybszego wbicia się na szczyt - i dopiero 300 metrów przed dziesiątką zrobiłem sobie 10 minutową drzemkę.
PK10, PK11, PK12
nowym zapasem sił dotarłem do 10, potem prosto do 11, tam momencik przerwy – uzupełniłem wodę i musiałem obmyślić jak najlepiej podejść do Mogielicy. W końcu znalazłem dość ciekawą alternatywę gdzie po sporym kawałku asfaltu i około 300 metrowym przełaju wszedłem wraz z trójką innych piechurów na grań. Z Mogielicy schodziłem razem z dwoma innymi grupkami i kompletnie się pogubiliśmy. Sądzę że straciliśmy tu kolejne 15 minut, a ciągły wiatr i słońce powoli opadające do linii horyzontu zaczynały znów dawać mi się we znaki. Już myślałem że mój Kierat zatrzyma się – żałośnie – na około 86 kilometrze, na szczęście pojawił się Adam z gps-sem i poszliśmy z nim do dwunastki.
PK13 i do mety!
Po przebiciu karty skierowaliśmy się prosto do trzynastki, tam ostatnia perforacja i dalej asfaltem już na metę. Metę przekroczyłem o 21:58, po 27 godzinach i 58 minutach marszu. Odebrałem dyplom i medal, zjadłem kiełbaskę i poszedłem spać.
O 3:30 pobudka i powrót do domu na zasłużoną ciepłą kąpiel!

: 06 wrz 2012, 14:28
autor: birken1
ABCsurvival pisze:survivalowo – jak to ja
survival i lekkomyślność nie mają za wiele wspólnego ;-)

: 09 wrz 2012, 10:11
autor: Apo
birken1 pisze:
ABCsurvival pisze:survivalowo – jak to ja
survival i lekkomyślność nie mają za wiele wspólnego ;-)
Dokładnie. Nie mniej abcsurvival poradził sobie i nie narzekał.

Ja w przyszłym roku uderzam na Harpagan. Ale machnę na początek chyba 50km, bo na setkę się trochę boję iść z moją cherlawą kostką..

: 09 wrz 2012, 10:30
autor: Prowler
cóż tego typu imprezy ze surfifajlem to mało wspólnego mają no chyba ,że ktoś ze surfifajlem kojarzy zmęczenie czasem nawet skrajne ale tak to i nie jedną pracę można nazwać surfifajlem. Na takich imprezach liczy się doświadczenie, kondycja no i sprzęt. To są równorzędne elementy brak jednego z nich i nie da się wykręcić dobrego czasu. Inna sprawa to startowanie dla samego przejścia. Tu już nie jest potrzebny żaden z tych elementów. Najwyżej będzie mniej wygodnie, wolniej, bardziej boleśnie ;-) ale czy to coś z surfifajlem ma coś wspólnego ?

: 09 wrz 2012, 11:30
autor: Zirkau
Kolega Śc...ka, tzn ABCSurviwal ma bardzo duży potencjał. Zazdroszczę mu możliwości fizycznych a równocześnie żal mi, że wywarza tyle otwartych drzwi.

Prowler, lewa w górę i uśmiechnij się. Masz trochę skrzywione spojrzenie na ABCsurviwal tak jak i ja (ze względu na jego wcześniejsze pisane teksty). Stąd trochę pewnie zbyt surowa ocena, odpuść lekko.

: 09 wrz 2012, 11:49
autor: ABCsurvival
Podczas samego marszu faktycznie nie rozpala się ogniska krzesiwem, nie uzdatnia wody wybielaczem, ani nie buduje szałasów więc pod tym kątem faktycznie impreza ma mało wspólnego z survivalem.

Jednak osoby które znalazły się w sytuacji ekstremalnej, niezależnie od tego czy będzie to katastrofa lotnicza lub morska, niezależnie czy utkną na pustyni, w dżungli lub w górach mają dwie możliwości – czekać na ratunek lub zacząć działać samemu.
Jeżeli ratunek nie nadchodzi trzeba samemu dotrzeć do miejsca w którym zostanie udzielona nam pomoc, w takiej sytuacji dobrze mieć jakieś doświadczenie.

Poza tym, impreza tego typu to niesamowity trening charakteru – przynajmniej w moim odczuciu.

@Apo
Rok to jeszcze kawał czasu, podczas którego można porządnie wzmocnić kostki, więc nie wszystko jeszcze stracone :)

@Zirkau
Zapewne mówisz o mojej kampanii SEO z końcówki tamtego roku :P

: 09 wrz 2012, 12:03
autor: Prowler
Zirkau, nie mialem nic złego na mysli i nie chciałem być dla nikogo za surowy. Od po prostu uważam ,że tego typu imprezy to sport a nie surfifal i nie ma co tego mieszać.
ABCsurvival pisze:Poza tym, impreza tego typu to niesamowity trening charakteru – przynajmniej w moim odczuciu.
a no oczywista oczywistość. Szybko odsiewa się chłopców od mężczyzn i dziewczynki od kobiet ;-)

Re: KIERAT 2012 - relacja

: 10 wrz 2012, 22:29
autor: Bastion
ABCsurvival pisze: Tak więc postanowiłem wystartować w jednej z prestiżowych imprez – podobno z uwagi na 3500 metrów podejść i wymieszanie asfaltu z polnymi drogami, jest to najtrudniejsza „setka” w kraju
Gratulacje, 100 km to ladny kawalek trasy. Czy Kierat to najtrudniejsza setka w kraju?
Mysle ze Harpagan jest rownie trudny jezeli nie trudniejszy:

1) Nie mozna uzywac GPS-a (tylko mapa 1:50 000 od organizatorow i wlasny kompas),
2) Wode mozna uzupelnic dopiero po 50 km.
3) Wysokosc podejsc bywa rozna bo zalezy od trasy, wiosenny Harpagan 2012r (Wysoczczyzna Elblaska) byl chyba zblizony do 3500 m.
4) Limit czasu na przejscie 100 km to 24h- wiec trzeba sie naprawde spieszyc.

Wspomniales o tym ze na Kieracie przeprawiales sie przez jakies rozlatuajace sie mostki... na wiosennym Harpaganie mostki byly tylko na mapach:) W praktyce trzeba bylo pokonywac rzeczki po zwalonych drzewach.

Na koniec mala uwaga, na naszym forum udziela sie czasami Bogdan pomyslodawca i tworca Harpagana.

: 10 wrz 2012, 22:40
autor: Prowler
zaliczcie setkę zimową to dopiero jest frajda :)

: 10 wrz 2012, 23:13
autor: BRAT_MIH
Kolega Śc...ka, tzn ABCSurviwal ma bardzo duży potencjał.
Jakieś nowe konto starego członka. Jak już wiecie to napiszcie :) Wydaje mi się, że zbyt ostro oceniacie nieprzygotowanie. Skoro może się okazać (oczywiście nie w Polsce), że zupełnie nieprzygotowany człowiek musi się przedzierać setki kilometrów do cywilizacji lub jechać choćby rowerem to jak najbardziej można się sprawdzić. Wybaczcie, ale pomimo napuszonego podejścia niektórych mniejszych i większych znawców do tematu uważam, że w Polsce coś takiego jak survival nie istnieje. Co najwyżej leśne popijawy. Bardzo lubię, ale nie gloryfikuję. Zatem każdy z nas pisze o tym co lubi i jak czasami przezwycięża własne słabości.

ABC tylko jak zwykle nie ma zdjęć. Jedno zdjęcie daje czasem więcej jak setki słów.

: 10 wrz 2012, 23:36
autor: taki robaczek
Ale się czepiacie tego braku zdjęć :->
Pewno był tak "wyrąbany" że najzwyczajniej o tym nie myślał (nie miał ochoty).
Miałem coś podobnego niedawno kiedy podczas górskiej "wycieczki" porobiłem trochę zdjęć na początku i potem dopiero po osiągnięciu celu. W najtrudniejszym (najbardziej forsownym) momencie ani mi było w głowie pstrykać chociaż widoki były cudowne.

: 11 wrz 2012, 16:59
autor: birken1
Taaaa zdjęcia z setki. Lustrzanka i statyw w plecaku :lol:
BRAT_MIH pisze:Jakieś nowe konto starego członka. Jak już wiecie to napiszcie
nie to forum. A pisać nie ma sensu. Ot druga szansa ;-)