Slaq - artykuł z Wikipedii, na który wskazujesz, jest lekko (delikatnie mówiąc) naciągany. Tu masz link do oryginalnego tekstu o dr Bensonie i jego pracach:
http://news.harvard.edu/gazette/2002/04 ... tummo.html
I, absolutnie, nie jest to tekst naukowy...
Uściślając problem - człowiek nie odczuwa zimna, ani gorąca... Odczuwa przepływ ciepła. Organizm ludzki stale wytwarza ciepło. Niekiedy mniej - gdy mieśnie, czy szare komórki (te organy są największymi producentami ciepła) - pozostają we względnym spoczynku, niekiedy więcej - gdy pracujemy. Temperatura naszego ciała wynosi zazwyczaj 36,6 stopni C, kiedy temperatura otoczenia raz jest wyższa, raz niższa. Niekiedy organizm nasz wytwarza ciepła zbyt wiele i należy to ciepło odprowadzić - wówczas się pocimy, czyli intensywnie chłodzimy a jeżeli to nie pomorze, ulegamy udarowi termicznemu. Innym razem znów, kiedy temperatura otoczenia jest niska a izolacja termiczna (ubiór) z jakiej korzystamy, niewystarczająca - organizm zmuszony jest uruchomić mięśnie, żeby wyprodukować dodatkowe, potrzebne do utrzymania właściwej temperatury, ilości ciepła - ciało nasze drży, a kiedy to nie pomoże, następuje hipotermia.
Pomińmy sytuację, kiedy jest nam gorąco i skupmy się na tym, gdy zaczynamy odczuwać zimno. Odczucie zimna - cóż to znaczy ? Dokładnie tyle, że z naszego ciała odpływa więcej ciepła, niż ciało go wytwarza w danej chwili. Sytuację tę możemy zmienić, poprawiając izolację od otoczenia i/lub uruchamiając mięśnie, czyli wprawiając się w ruch. Jeżeli tego nie zrobimy - organizm sam uruchomi mięśnie i zaczniemy drżeć.
Jednak ciepło to pewna postać energii. Żeby nasz organizm mógł wyprodukować ciepło, musi dostać chemiczne paliwo, które zostanie przekształcone w ciepło. Paliwem - w ogólności - jest pokarm. Jeżeli organizmowi brakuje pokarmu - jakiś czas będzie korzystał z własnych zapasów, ale uruchomienie tego procesu trwa kilkadziesiąt godzin i jest on niewydajny, więc kiedy utrata ciepła jest gwałtowna, wcześniej może dojść do hipotermii.
Należy zauważyć, że intensywność procesu przekształcania pokarmu w ruch i w ciepło też nie jest wysoka. Czasem występuje sytuacja, kiedy pokarmu jest pod dostatkiem, natomiast sytuacja wymaga tak intensywnego ruchu, że proces przekształcania energi chemicznej w mechaniczną i cieplną nie nadąża. Jest to jeden z syndromów zmęczenia.
Reasumując - próg odczuwania zimna będzie zależał od różnicy temperatur między naszym ciałem a otoczeniem, jakości izolacji termicznej, hamującej odpływ ciepła, stopnia przygotowania naszego organizmu do wytworzenia ciepła - wypoczynek i sytość.
Ale to nie wszystko... Jak zauważył Rzez, dosyć powszechnie znane są sytuacje, kiedy po wzroście temp. otoczenia z -30 do -10 stopni, ludzie odczuwają tę zmianę, jakby przeniesiono ich niemal w tropiki. Skąd się bierze to zjawisko ? Ładnie nazywa się to habituacją... Otóż, metabolizm, czyli tempo przetwarzania energii chemicznej na mechaniczną, czy cieplną (w ogromnym uproszczeniu, oczywiście), organizm jest w stanie regulować w dosyć szerokich granicach, acz niezbyt szybko - w czasie kilkudziesięciu godzin. Jeżeli temperatura otoczenia wynosi np. - 30 stopni a mamy dostatecznie dużo pożywienia, organizm przyspieszy metabolizm tak, aby sprostać zwiększonemu, adekwatnie do warunków, zapotrzebowaniu na energię. Kiedy warunki się zmienią - temperatura wzrośnie do -10 stopni, produkcja ciepła jest zbyt duża - bo adaptacja potrwa kilkadziesiąt godzin - stąd niewrażliwość na dosyć intensywną jego utratę...
Tak więc do sytości i wypoczynku należy dodać jeszcze adaptację... I mamy trzy warunki, które w bardzo znaczący sposób wpływają na próg odczuwania zimna i podatność na hipotermię. A na to nakłada się jeszcze osobnicza podatność na odczuwanie zimna...
Oczywiście, to bardzo, bardzo uproszczone objaśnienie. Ale dosyć funkcjonalne. Po pewnym zastanowieniu się, pozwala dosyć łatwo poradzić sobie z chwilowym, niewielkim dyskomfortem termicznym. Niestety, wzmożony wysiłek i w następstwie - poważne zmęczenie, niedostatek łatwo przetwarzalnego pokarmu, brak dostatecznej izolacji termicznej a często wszystko to naraz, to najszybsza i najprostsza droga do wychłodzenia organizmu i - w następstwie - hipotermii...
A wracając do tybetańskich mnichów - zamiana np. kilograma wody w parę wymaga konkretnej ilości energii, wyrażonej w kaloriach. Normalni ludzie czerpią tę energię wchłaniając pokarm i przetwarzając go w ciepło. Tak, jak piecyk węglowy...
Mnisi zapewne przekształcają w ciepło medytacje... Nic prostszego, niż ściagnąć taki klasztor, na zimę, do Polski i zrobić z nich osiedlową ciepłownię...
[ Dodano: 2011-11-28, 08:03 ]
http://demotywatory.pl/3574317/Lodolamacz