Doczu:
o ile wieś niemiecka "pachniała" wsią, tj. obornikiem i kiszonką (wiem o czym piszę, jestem z wykształcenia rolnikiem), to w Alzacji pachniało młodym, "chodzącym jeszcze" winem na przemian z zapachem octu z wyrzucanych do rowu wytłoczyn - niesamowite doznanie, aczkolwiek sezonowe zapewne
następnie przez:
- Saint-Die-des-Vosges (które przetłumaczyłem sobie jako Święty Boże z Wosże) i
- Bruyeres gdzie w informacji turystycznej pozyskałem kolejną mapę (nowy region - nowa mapa) i odmeldowałem się Wam na forum, doszedłem do
- Jarmenil - tu zostałem po raz pierwszy wylegitymowany przez francuską Gendarmerie (facet i babeczka w samochodzie), następne miało być
- Remiremont, pogubiłem się jednak na rozjazdach i wylazłem na autostradę
mając niejakie doświadczenie w chodzeniu po autostradach przedarłem się na prawą stronę i dziarsko pomykałem we właściwym kierunku
nie pomyliłem się: za chwilę miałem na karku dwóch żandarmów na motocyklach i tu mina mi zrzedła - kazali wypieprzać za barierkę, a najlepiej za ogrodzenie
rad nie rad kontynuowałem swoją wędrówkę przez zarośla jeżyn za barierką, myślę jednak, że ruszyło ich sumienie (albo przepisy), gdyż za chwilę podjechało auto z ekipą która wcześniej mnie legitymowała, i zgodnie z założeniem zaprosili mnie do środka, podrzucili mnie do pierwszego zjazdu (ok. 12 km, jedyny odcinek w drodze do Santiago którego nie przeszedłem piechotą, ale francuskiej Gendarmerie się nie odmawia) i wytłumaczyli jak iść dalej żeby ominąć autostradę
WAŻNE: :569: nigdy, ale to nigdy nie chodźcie po autostradzie...
...pod prąd, bo wywiozą Was tam skąd przyszliście
dalej przez
- Fougerolles
- Luxeuil-les-Bains, śpiąc gdzieś po drodze w jakimś domu gospodarczo - letniskowym po raz pierwszy i w zasadzie ostatni użyłem apteczki (plastry), otóż przy zamykaniu drzwi (rzadko używane) odbiły, częściowo "skalpując" mi drugi staw środkowego palca lewej ręki
na szczęście na miejscu były jakieś butelki z wodą i ręczniki papierowe
po opatrzeniu kontuzji zrobiłem łóżko, a potem grzańca, gdyż byłem trochę podziębiony i wypiwszy go poszedłem spać, i
- Vesoul doszedłem do
- Andelarre, które właściwie leżało trochę z boku mojej trasy (D474):
http://maps.google.pl/maps?q=Andelarre, ... a&t=h&z=14
nie potrafię tego wytłumaczyć, ale czułem, że tam właśnie mam iść
na miejscu okazało się, że ani przy kościele ani na cmentarzu nie ma warunków do spania, a mną zainteresował się starszy Francuz
jak się okazało, był on merem, tj. sołtysem owej wioski
dowiedziawszy się co i jak zaproponował mi nocleg w lokalnej "sali kultury"
http://maps.google.pl/maps?q=Andelarre, ... a&t=h&z=19
była to wiata o podłodze z desek, zabudowana z 2 stron ścianami, przy krótszej, szczytowej, coś na kształt baru, pomieszczenie z bieżącą wodą, nieczynne zamrażarki etc.
z tego co się zorientowałem obiekt pełnił rolę podobną do strażackiej remizy na wsi w Polsce: wesela, zabawy, festyny...
jak zwykle gdy była okazja zrobiłem i rozwiesiłem pranie, brudną odzież nosiłem w siatkowym worku (po zestawie do snorkelingu, kupionym w Decathlonie dla syna), przytroczonym równolegle do samopompy, polecam wszystkim ten patent, szmaty się wietrzą i nie zasmradzają plecaka
po gościnnych Niemcach miałem cichą nadzieję, że może podrzuci mi coś do jedzenia, ale tak się nie stało
zjadłem więc coś swojego i poszedłem spać
pozdrawiam
maciek