Alfabet Łazika Górskiego

Kącik złotych porad

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
Hillwalker
Posty: 271
Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Płeć:

Alfabet Łazika Górskiego

Post autor: Hillwalker »

Aparat fotograficzny – zajmuje miejsce i trochę waży, ale nawet jak się nie jest zapalonym fotografikiem, żal byłoby nie uwiecznić kilkoma zdjęciami nawet krótkiego wypadu. Trzeba uważać, by nie popaść w przesadę i nie zachowywać się jak japońscy turyści, którzy robią zdjęcia nawet drzwiom toalety, do której zaraz wejdą.

Burza – Groźne zjawisko. Dziwię się niefrasobliwości, z jaką niektórzy ją traktują. Mnie czterdziestominutowy marsz w Tatrach w czasie jej trwania, w otwartym terenie, na zawsze wyleczył z lekceważenia piorunów. Okropne jest to uczucie bezradności, że nic nie możemy zrobić, tylko iść i ufać, że nas nie trafi. Najlepiej unikać, nie wyruszać w górę, kiedy nadchodzi.

Błoto – Potrafi być uciążliwe w polskich górach, są miejsca, gdzie można ugrzęznąć wiele dni po opadach. Dzięki tym uroczym przeszkodom na szlaku jestem zwolennikiem obuwia wysokiego, nad kostkę. Wielu turystów wybiera niższe buciki ze względu na ich wygodę i lekkość. Trzeba wtedy jakoś zabezpieczyć je przed dostaniem się do środka kamieni i błota właśnie.

Czasy przejść – Na starych mapach, przynajmniej tych które posiadam, nie podawano ich i często trudno było się zorientować, jak długo będziemy szli. Uważna obserwacja przebiegu poziomic mogła trochę przybliżyć skalę trudności podejść, ale to zbyt mało. Zatem podawanie czasu przejścia danego odcinka jest świetnym pomysłem. Warto pamiętać, że o ile na krótkim odcinku możemy znacznie wyprzedzić to, co napisano na mapie, o tyle na długiej trasie ten zysk już jest mniejszy, bo oczywiście średnie tempo marszu spada. Zimą czasem i przemnożenie czasu dwukrotnie jest niewystarczające i lepiej planować krótsze etapy. W sezonie cieplejszym uważam że optymalną długością dziennej trasy jest dziesięć godzin, wtedy nawet jeśli pogoda nas zwolni, albo trochę pobłądzimy, najprawdopodobniej do celu (miejsca planowanego biwaku lub schroniska) dojdziemy o nie najgorszej godzinie.

Dokumenty – Zawsze mam przy sobie dowód osobisty i legitymację PTTK, ewentualnie jeszcze kartę zdrowia. Opcjonalnie karta bankomatowa, ale to nie jest konieczne. Zabieramy wszystkie papierki uprawniające nas do zniżek, bo oszczędność cnotą jest.

Energia – Na długich trasach potrzeba jej sporo. Młodym ludziom słowo energia kojarzy się z napojami typu „Tiger” czy inny „Red Bull”, prawda jak zwykle leży gdzie indziej, niż myśli młodzież. Człowiek spala i tłuszcze, i białka, i węglowodany. Te ostatnie są najszybciej przyswajane co nie zawsze musi być bezpieczne. Krisek przestrzega przed spożywaniem glukozy. Zbyt mocny „kop” może nas powalić. Z mojego doświadczenia wynika, że jedzenie batonów, czekolady sprawdza się dobrze. Wspaniale uzupełnia kalorie woda mineralna z solidną porcją miodu i cytryny.

Fantazja – Tak wiele dzieje się w naszym umyśle. Mały chłopiec zamknięty w pokoju z kilkoma modelami samolotów urządzi wielką bitwę powietrzną i przez długi czas będzie nią całkowicie pochłonięty. Jeśli zachowamy dużo dziecięcej wyobraźni, nawet skromny wyjazd może stać się wspaniałą wyprawą, i wcale nie trzeba lecieć na Borneo.

G- Na „G” nic mi nie przyszło do głowy. Może ktoś uzupełni tą lukę?

Huragan – Spałem w Roztoce, w najstarszym tatrzańskim schronisku. Był sierpień 2007 roku. W nocy się rozpadało, wstałem żeby zamknąć okno, bo zacinało do wnętrza. Słyszałem jakieś trzaski, ale niezbyt głośno. Zamknąłem okno i zasnąłem. Rano okazało się, że sto metrów od budynku padały drzewa. Odcinek do drogi prowadzącej ku Morskiemu Oku, normalnie pokonywany w 10 minut, zajął mi trzy kwadranse. Przeciskanie się pod pniami, albo przechodzenie górą. Do dzisiaj, chociaż teren uprzątnięto, wygląda to nieciekawie. Inny przykład: podczas podchodzenia na Diablak w lutym 2006 roku, wielokrotnie przewrócił mnie wiatr i nie bardzo potrafiłem wstać, należało wybrać odpowiedni kąt, żeby znowu nie paść na zmrożony śnieg. Idąc pod wiatr ciężko się oddychało, plecami do niego człowiek zaczynał się dusić.
Po co o tym piszę? Żeby już nikt nie traktował słowa „huragan” jako nazwy egzotycznego zjawiska, które dotyka odległe krainy. Las tuż po tym zjawisku wygląda makabrycznie. A jak wyglądaliby turyści, którzy takiej nocy rozbiliby w nim obóz?

Internet – Możesz kochać przyrodę i mieć duży dystans do współczesnej cywilizacji, nawet nie oglądać telewizji i nie słuchać radia, lecz sieć to wspaniały i przydatny dla turysty wynalazek. Łatwo znaleźć ludzi o podobnych zainteresowaniach, a nie czarujmy się, turysta kwalifikowany, nie nastawiony na wygodę tylko na przygodę, to gatunek niszowy. W internecie znajdziemy komentarze i uwagi ludzi podobnych do nas, za to z większym doświadczeniem. Warto czytać. Mamy pod ręką aktualne warunki pogodowe w różnych miejscach, możemy zorientować się w możliwościach noclegu, poczytać o okolicy, którą zamierzamy odwiedzić, o zwierzętach i roślinach, osobliwościach przyrody nieożywionej. Korzystajmy z sieci.

Jedzenie – Im dłużej łażę po górach, tym prostszy prowiant zabieram. Ostatnio miałem tylko batony, i na dwa dni wystarczyły, plus chleb ze smalcem zakupiony w schronisku. Sprawdza się też żywność „instant”, najlepiej z dodatkiem pożywnego kuskusu. W moim przypadku wyjazdy trwają od dwóch do czterech dni, więc nie mam potrzeby zawracać sobie specjalnie głowy racjami żywnościowymi, liczeniem kalorii i zawartości minerałów i witamin. Jak ktoś planuje znacznie dłuższą wyprawę, to już powinien do tego tematu przyłożyć się dokładniej, chyba że będzie po prostu kupował jedzenie po drodze.

Kijki – Byłem sceptyczny, dopóki kilka razy nie doświadczyłem bólu kolan i niemal utraty umiejętności chodzenia. Bardzo pomagają w górach. Bardzo. I przy podejściu, i schodząc. Mniej obciążamy stawy i łatwiej zachowujemy stabilność w nierównym terenie. Nie powinny ważyć więcej niż 600 gramów para. Jestem szczęśliwym posiadaczem niedrogich kijków zakupionych w Decathlonie (80 złotych, jeśli dobrze pamiętam) i spisują się dobrze.

Latarka – Konieczny element wyposażenia. Najwygodniejsze są dobre czołówki, poleciłbym firmę, ale to nie artykuł sponsorowany przez producenta. Świecą długo, w trybie oszczędnym nawet ponad 120 godzin, jeden zestaw baterii wystarczy na parę wyjazdów. Oprócz głównego źródła światła warto mieć mini latarkę schowaną w jakimś zasobniku, kieszonce czy tzw zestawie przetrwania. Pamiętajmy też, że baterie w niskiej temperaturze padną dużo szybciej. Zapasowe, jeśli są, trzymamy w ciepłym miejscu.

Łańcuchy – Trzeba im ufać. Żałosny to widok, kiedy ktoś niby trzyma łańcuch jedną ręką, ale drugą woli podpierać skałę. Łańcuchy pomagają pokonać stromiznę, ale nie jest to pewna asekuracja, wszystko w naszych dłoniach. Puścisz – lecisz. Wolałbym, aby w Tatrach zamontowali Via Ferraty, z jednej strony w mniejszym stopniu ułatwiające wejście, lecz bezpieczniejsze dla wspinającego.

Mapa – Jest twoją przyjaciółką. Po prostu lubi twoją bliskość. Najlepiej, jeśli laminowana. Zawsze w zestawie z kompasem.

Nawigacja – Nie mam urządzenia w rodzaju GPSa dla piechura. Z obserwacji wiem, że pożytek z nawigacji elektronicznej jest taki, że po wyprawie możemy sobie prześledzić, którędy błądziliśmy. Swoją drogą czym byłyby wyjazdy bez gubienia szlaku? Z kolegami z Recona dotarliśmy pod Pieniny w ciemną noc i kierując się urządzeniem kreśliliśmy śmiałe zygzaki w kopnym śniegu, ale panowała cisza, nad głową świeciły gwiazdy i było pięknie.

Ogień – Może uratować życie, więc nie ma co bawić się w super survivalowca, który ma krzesiwo i nic więcej. W sytuacji awaryjnej potrzebujemy ognia SZYBKO, mamy go rozpalić nawet zgrabiałymi rękoma i trzęsąc się jak galareta, dlatego uważam, że nie jest czymś wstydliwym noszenie skutecznej podpałki w postaci np. kostek do grilla. Zapałki trzymać najlepiej w kilku miejscach, włożone do woreczków strunowych lub innych szczelnych pojemników. Zamiast paliwka turystycznego można mieć korę brzozy i kuleczki z żywicy, nawet płatki śniadaniowe nieźle się palą.

Pogoda – Potrafi utrudnić życie. Nigdy wcześniej tak nie kląłem na szlaku jak podczas wspomnianego wcześniej zimowego wejścia na Diablak. Deszcz wymusza zmianę tempa. Letni deszczyk utrudnia działanie membrany w kurtce, a ponieważ jest ciepło, jeśli nie zwolnimy zaczynamy się pocić. Nie ma jednak co narzekać, więcej trudności= trwalsze wspomnienia.

Plecak – Jest najważniejszym elementem ekwipunku, po butach. To truizm, wiem. Dobrze wybrany plecak posłuży nam wiele lat, więc tak naprawdę wydatek nie jest wielki. Dobrze jest, jeśli wszystko nam się do niego ładnie mieści i jeszcze zostaje odrobina miejsca. Na parodniowe wyjazdy pożyczam od żony plecak 50-litrowy, ale są minimaliści, którzy zmieściliby swoje wyposażenie do np. takiego Onunda, o połowę mniejszego. Próbowałem, ale trudno wtedy obyć się bez troczenia, a tego nie lubię. Na wyjazdy z namiotem muszę zabierać 75l. Może kiedyś będzie lepiej...

Rozsądek – Apteczka w plecaku. Wiedza o prognozach na najbliższy dzień. Zabezpieczenie przed deszczem, zimnem. Unikanie kłopotów- ryzykownych podejść w nieodpowiedniej porze roku. Umiejętność korygowania planów, a nawet zrezygnowania z wyruszenia na szlak, jeśli zajdzie taka konieczność. Los bywa jednak przewrotny i zdarza się, że doświadczony turysta skręci nogę na średniotrudnej ścieżce, a głupia ci** wejdzie w trampkach na Świnicę i nic jej się nie stanie.

Schronisko górskie – zapewnia nam bezpieczne schronienie, możliwość w miarę wygodnego noclegu, najczęściej darmowy wrzątek, ciepłą wodę z prysznica (w określonych godzinach, w niektórych obiektach niestety nie występuje). Poznajemy też innych turystów, dowiadujemy się nowin z okolicznych szlaków. Schroniska mają swój klimat, najczęściej na ścianach wiszą zdjęcia z dawnych lat, historia budynku, pierwsi właściciele/ opiekunowie. Wieczorne piwo w ładnym pomieszczeniu, po ciężkim dniu, wlewa w nasze serca optymizm i zadowolenie.

Sen – stawia na nogi lepiej niż mocna kawa, niestety na wyjazdach trudno o porządny wypoczynek. W pokoju pełnym ludzi najczęściej do późnych godzin słychać rozmowy, potem chrapanie. W namiocie z kolei... Cóż, w mojej jedynce jak się w nocy obracam, szuram kolanami o strop. Poza tym występuje tajemnicze zjawisko, czyli tak zwane skręcanie śpiwora. Rano kaptur może być wszędzie. Nie wiem, co się dzieje.
Spójrzmy prawdzie w oczy: Śpimy w domu, w terenie się drzemie.

Tempo – Każdy ma swoje. Preferuję spokojne, ale solidne. Mniej postojów ale i unikanie sytuacji, w których tętno osiąga zbyt wysoką wartość. Wędrówka ma dostarczać satysfakcji lecz nie jest sportem, w którym mierzymy się z jakimś rekordem. Widuję często piechurów, którzy idą niezwykle szybko, a potem mijam ich siedzących na pniaku, z językiem do samej ściółki. Może mają sportowe zacięcie?

Uprzejmość – Witanie nieznajomych turystów to na szlaku norma. Nie można minąć drugiej osoby choćby bez krótkiego „cześć”. Przyznam jednak, że na zatłoczonych tatrzańskich szlakach ta zasada nie obowiązuje, po prostu nie da się przez trzy godziny mówić „dzień dobry” co 10 sekund.

Woda – Mineralna, kranówa- tak. Inne pochodzenie wiąże się zawsze z pewnym ryzykiem. W Tatrach półtoralitrowa butelka potrafi kosztować 9 złotych, omijamy zdzierców biorąc darmowy wrzątek i studząc w pokoju, albo jeśli mamy palnik, przegotowując wodę z kranu. Podobno nie należy mieszać wody przegotowanej z kranówką, nie wiem dlaczego, ale powiedział mi to doświadczony turysta, więc na wszelki wypadek nie stosuję tego rodzaju mieszanki.

Zwierzęta – Znajomi wiedzą, że mam lekką fobię i na hasło „niedźwiedź” wykazuję wyraźne oznaki niepokoju, co nie zmienia faktu, że bywam na terenach, gdzie sporadycznie się pojawiają. W codziennym wędrowaniu dużo groźniejsze mogą być zdziczałe psy, które nie czują obaw przed człowiekiem. Dziki też są dość śmiałe. Zasady zachowania w przypadku spotkania ze zwierzątkiem omawiano już na forum wielokrotnie. Dodam tylko, że warto mieć przy sobie gaz, działa uspokajająco na psychikę, chociaż miś na jego widok ryczałby ze śmiechu.
Awatar użytkownika
yaktra
Posty: 823
Rejestracja: 05 kwie 2010, 18:57
Lokalizacja: z krainy szaraka
Tytuł użytkownika: tropiciel/ fotograf
Płeć:
Kontakt:

Post autor: yaktra »

Myślę, że niewiele można tu wnieść. Bynajmniej ja nie potrafię czegoś dodać od siebie.
Noo, może to jedno;
Hillwalker pisze:lecz sieć to wspaniały i przydatny dla turysty wynalazek. Łatwo znaleźć ludzi o podobnych zainteresowaniach, a nie czarujmy się, turysta kwalifikowany, nie nastawiony na wygodę tylko na przygodę, to gatunek niszowy.

Znaleźć łatwo tylko trzeba uważać aby owy pasjonat do marszów nieco trudniejszych się nadawał. Miałem okazję spotkać takich, co to w gębie mocni byli a po kilku kilometrach bokami robili...
proponuję na Niżu przetestować typa a potem góry zaproponować...
Okiem naszych obiektywów http://yaktrafotografia.jimdo.com/
dwie_sety

Post autor: dwie_sety »

G jak g.... albo inaczej kupa.
Fizjologia jest taka że jak człowiek je to musi defekować. Najlepiej nauczyć nasz organizm robić to rano jeszcze na miejscu w schronisku lub obozowisku - tu nie zapominamy o saperce i zamaskowaniu śladów. A co jeśli siła nagła zmusza nas do zejścia ze szlaku no cóż to samo - maskujemy nasze ślady. Jeszcze dwie sprawy biegunka może nas dopaść zawsze na skutek zmiany diety czy wypicia nieznanej wody. Konieczne zaaplikowanie leków byśmy nie umarli ..... ze wstydu. Na skutek wysiłku pocenia się itp nasz organizm może bardzo mocno odwodnić stolec i nie mamy ochoty iść na stronę nawet przez dwa dni, wtedy wieczorem musimy sobie zaaplikować łagodny środek przeczyszczający by rano pozbyć się kłopotu.
Higiena to osobna sprawa i pewnie ktoś pokusi się o opis.
Awatar użytkownika
klauzinski
Posty: 21
Rejestracja: 03 sty 2011, 18:55
Lokalizacja: Świnoujście/Wrocław
Gadu Gadu: 4024621
Tytuł użytkownika: Tradycjonalista
Płeć:

Post autor: klauzinski »

Hillwalker pisze:Rozsądek – (...) zdarza się, że doświadczony turysta skręci nogę na średniotrudnej ścieżce, a głupia ci** wejdzie w trampkach na Świnicę i nic jej się nie stanie.
Straszne jest jakie widoki można spotkać na szlakach.
U mnie chyba rekord pobiła panienka wchodząca na Śnieżkę w japonkach, dzięki Bogu nie zakosami ale Droga Jubileuszową.
Ostatnio na karkonoskich szlakach wysyp niemców (z przekory nie piszę dużą literą, wybaczcie). Ostatniej jesieni podczas wejścia na Śnieżkę zakosami mijałem starego niemca w garniturku, lakierkach, schodzącego ze szczytu. Rączki z tyłu, z kieszeni wystaje gazetka.
To tylko dwa przykłady, zapewne niezbyt hardcorowe, ale jak jest na szlakach, wiecie sami.

Według mnie przez to, że sprzęt sportowy Campusa, Alpinusa i firm tego typu stał się ogólnodostępny i (stosunkowo) tani, ludzie myślą że jak kupią sobie buciki, plecaczek i kurteczkę w takim sklepie to są gotowi na wyjście w góry i nic im nie straszne.

A zwyczaj mówienia "cześć" na szlaku?
Komu mam mówić, jak każdy kogo mijam idzie z piwem w ręku, w sandałach albo z torebką na ramieniu?

Nie twierdzę że ja jestem jakimś wielkim znawcą, ale swoje w życiu zszedłem po polskich górach (więcej w moim wątku powitalnym) i śmiem nazywać się "prawdziwym turystą górskim" bez wyrzutów sumienia.

B.
So let it be written, so let it be done.
Awatar użytkownika
Bastion
Posty: 392
Rejestracja: 05 maja 2010, 10:21
Lokalizacja: Gdansk
Tytuł użytkownika: nizinny taternik
Płeć:

Post autor: Bastion »

Fajne.

O paru sprawach mozna podyskutowac, nie mniej jak dla mnie, nizinnego kaszuba, to jest cenny tekst.

Pozdrawiam i Dzieki.
Co nas nie zabije to nas wzmocni...
ODPOWIEDZ