Samotne wędrowanie.
Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw
- Hillwalker
- Posty: 271
- Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
- Płeć:
Samotne wędrowanie.
Piszę ten tekst, by ośmielić młodsze osoby do podejmowania decyzji o wyjeździe nawet wtedy, gdy koledzy się wycofają. Przy okazji ciekawi mnie, co sądzą o samotnych wyjazdach pozostali użytkownicy i jak je sobie organizują.
Jeśli chodzi o wyjazdy grupowe, często kłopotliwe jest wybranie terminu i trasy odpowiadającej wszystkim. Gdzie trzech Polaków tam cztery opinie.
Pamiętacie, jak długo ciągnął się temat reconowych koszulek? Gdyby kilka osób nie ogarnęło tego chaosu, do tej pory trwałoby tworzenie list, albo Unabomber wysadziłby serwer z całym forum i kwestia zostałaby rozwiązana
Dawniej wyjeżdżałem zawsze w gronie co najmniej kilku osób. Lubiłem wycieczki szkolne, ale o wiele bardziej wypady z kolegami, które organizowaliśmy już w podstawówce, głównie w Beskidy, okolice Wisły i nie tylko. Jeździliśmy też na „punktowane” rajdy PTTK-u, bo jeszcze wtedy rajcowała mnie możliwość zdobycia jakiejś odznaki. Oczywiście były to wypady jednodniowe. W szkole średniej przyszedł czas na kursy wspinaczki a później dzikie wypady w jurajskie skałki i jaskinie. Oczywiście zawsze w grupie. Wyjazd z kolegami ma tą wielką zaletę, że zazwyczaj jest dobra zabawa i wspomnienia są bardziej wyraziste. Jednak z wiekiem coraz bardziej doceniam indywidualne wyjazdy, nie rezygnując oczywiście z wycieczek wieloosobowych, nawet organizowanych przez PTTK, choć mój teść ironicznie nazywa te wycieczki (ze względu na tempo na szlaku) zlotami emerytów.
Dla mnie zalet samotnych wędrówek jest przynajmniej kilka. Łatwość zorganizowania od razu rzuca się w oczy. Jest pomysł, jest czas, kolej nie strajkuje, są widoczne dziury w drogach (czyli dobrze, nie zalane) – manatki do plecaka i na szlak! O kosztach nie piszę, bo nie są duże, nawet kiedy nocujemy w schronisku górskim. Pomijam niektóre, rzeczywiście dość drogie, obiekty.
Odpada cały proces dogadywania się, co komu i kiedy pasuje.
Mamy poczucie wolności, bo idziemy tam, gdzie chcemy, w najdogodniejszym tempie, dowolnie możemy zmienić pierwotne plany, jeśli mamy taki kaprys. Spodoba nam się roślinka przy drodze, stajemy, robimy zdjęcia. W pojedynkę nie płoszymy zwierzyny, nie opowiadamy dowcipów, nie słuchamy relacji z aktualnych wydarzeń telewizyjnych. Dobra telewizja to taka, której nie ma w zasięgu wzroku.
Paradoksalnie, są szanse na poznanie nowych ludzi i wysłuchanie ciekawych historii. W grupie jesteśmy bardziej zamknięci na nieznajomych turystów, choć ten argument nie jest mocny bo różnie to bywa.
W pojedynkę można dużo dokonać i przeżyć wielką przygodę. Jacek Pałkiewicz bez kompasu i kompanów przepłynął Atlantyk w tratwie ratunkowej. Wszyscy słyszeliśmy o wyprawach Marka Kamińskiego. Krzysztof Wielicki zdobył Nangę Parbat w zupełnie szalony sposób, bez wsparcia, w stylu alpejskim, licząc na wielką łaskawość losu. Nie zawiódł się i dokonał jednego z najbardziej brawurowych wejść na ośmiotysięcznik. Sam.
Jeśli chodzi o wyjazdy grupowe, często kłopotliwe jest wybranie terminu i trasy odpowiadającej wszystkim. Gdzie trzech Polaków tam cztery opinie.
Pamiętacie, jak długo ciągnął się temat reconowych koszulek? Gdyby kilka osób nie ogarnęło tego chaosu, do tej pory trwałoby tworzenie list, albo Unabomber wysadziłby serwer z całym forum i kwestia zostałaby rozwiązana
Dawniej wyjeżdżałem zawsze w gronie co najmniej kilku osób. Lubiłem wycieczki szkolne, ale o wiele bardziej wypady z kolegami, które organizowaliśmy już w podstawówce, głównie w Beskidy, okolice Wisły i nie tylko. Jeździliśmy też na „punktowane” rajdy PTTK-u, bo jeszcze wtedy rajcowała mnie możliwość zdobycia jakiejś odznaki. Oczywiście były to wypady jednodniowe. W szkole średniej przyszedł czas na kursy wspinaczki a później dzikie wypady w jurajskie skałki i jaskinie. Oczywiście zawsze w grupie. Wyjazd z kolegami ma tą wielką zaletę, że zazwyczaj jest dobra zabawa i wspomnienia są bardziej wyraziste. Jednak z wiekiem coraz bardziej doceniam indywidualne wyjazdy, nie rezygnując oczywiście z wycieczek wieloosobowych, nawet organizowanych przez PTTK, choć mój teść ironicznie nazywa te wycieczki (ze względu na tempo na szlaku) zlotami emerytów.
Dla mnie zalet samotnych wędrówek jest przynajmniej kilka. Łatwość zorganizowania od razu rzuca się w oczy. Jest pomysł, jest czas, kolej nie strajkuje, są widoczne dziury w drogach (czyli dobrze, nie zalane) – manatki do plecaka i na szlak! O kosztach nie piszę, bo nie są duże, nawet kiedy nocujemy w schronisku górskim. Pomijam niektóre, rzeczywiście dość drogie, obiekty.
Odpada cały proces dogadywania się, co komu i kiedy pasuje.
Mamy poczucie wolności, bo idziemy tam, gdzie chcemy, w najdogodniejszym tempie, dowolnie możemy zmienić pierwotne plany, jeśli mamy taki kaprys. Spodoba nam się roślinka przy drodze, stajemy, robimy zdjęcia. W pojedynkę nie płoszymy zwierzyny, nie opowiadamy dowcipów, nie słuchamy relacji z aktualnych wydarzeń telewizyjnych. Dobra telewizja to taka, której nie ma w zasięgu wzroku.
Paradoksalnie, są szanse na poznanie nowych ludzi i wysłuchanie ciekawych historii. W grupie jesteśmy bardziej zamknięci na nieznajomych turystów, choć ten argument nie jest mocny bo różnie to bywa.
W pojedynkę można dużo dokonać i przeżyć wielką przygodę. Jacek Pałkiewicz bez kompasu i kompanów przepłynął Atlantyk w tratwie ratunkowej. Wszyscy słyszeliśmy o wyprawach Marka Kamińskiego. Krzysztof Wielicki zdobył Nangę Parbat w zupełnie szalony sposób, bez wsparcia, w stylu alpejskim, licząc na wielką łaskawość losu. Nie zawiódł się i dokonał jednego z najbardziej brawurowych wejść na ośmiotysięcznik. Sam.
Ostatnio zmieniony 14 cze 2010, 05:44 przez Hillwalker, łącznie zmieniany 2 razy.
wolę grupy 2-3 osobowe. Przy wiekszych grupach musi być koniecznie podział obowiązków. Mamy za dużo osób którzy myslą że bycie niezależnym jest cool.
Dlatego warto brać udział np. w dłuższym rejsie, typowym obozie, gdzie bardzo łatwo sie nauczyc działań grupowych i ponoszenia odpowiedzialności za siebie i innych.
Lubię samotne wyprawy - bo mogę się wyciszyć. Ale niestety nie jest lekko. na 2-3 osoby też wystarczy 1 menażka 3 cz. 1 toporek, maczeta, aparat foto, saperka, jedna kuchenka itp. No i trudniej czasami dzielić radości na wyprawie czy smutki.
Pomimo to, samotne wyprawy kilkudniowe też są konieczne - dobrze działaja na psychę ( moją napewno). Choć moze nie są do końca samotne - bo wędruję z psem.
Dlatego warto brać udział np. w dłuższym rejsie, typowym obozie, gdzie bardzo łatwo sie nauczyc działań grupowych i ponoszenia odpowiedzialności za siebie i innych.
Lubię samotne wyprawy - bo mogę się wyciszyć. Ale niestety nie jest lekko. na 2-3 osoby też wystarczy 1 menażka 3 cz. 1 toporek, maczeta, aparat foto, saperka, jedna kuchenka itp. No i trudniej czasami dzielić radości na wyprawie czy smutki.
Pomimo to, samotne wyprawy kilkudniowe też są konieczne - dobrze działaja na psychę ( moją napewno). Choć moze nie są do końca samotne - bo wędruję z psem.
- yaktra
- Posty: 823
- Rejestracja: 05 kwie 2010, 18:57
- Lokalizacja: z krainy szaraka
- Tytuł użytkownika: tropiciel/ fotograf
- Płeć:
- Kontakt:
chciałeś powiedzieć, że z przyjacielem który nigdy nie zdradzi !!!Zirkau pisze:Choć moze nie są do końca samotne - bo wędruję z psem.
MOIM ZDANIEM.
Samotne wyprawy to zupełnie inny klimat. Kiedy wędrujesz w samotności to skupiasz się na tym co robisz.
Wlewasz się w teren i słuchasz co mówi knieja.
Każdy krok staje się bardziej przemyślany cichy i płynny.
Więcej widzisz, więcej słyszysz, głębiej oddychasz.
Odpoczywasz.
Samotne wędrówki dają możliwość poznania samego siebie.
Masz czas na przemyślenia.
Większość ( zaznaczam – to moje zdanie ) samotnych wędrowców do ludzie "skaleczeni" przez życie lub pasjonaci.
Być może to ludzie którzy otarli się o śmierć i poczuli jak życie jest kruche?
Ich dotychczasowa pogoń za pieniądzem stała się niczym w obliczu śmierci.
Może poznali smak przegranej kiedy potrzebowali przyjaciół którzy właśnie zawiedli kiedy byli po wypadku i potrzebowali pomocy?
Może czują, że tylko przyroda dała im możliwość powrotu do normalności?
Może chromy jeszcze ich chód dał im możliwość wyjścia w teren i mogli zacząć normalnie oddychać? Cierpieć kiedy boli – okazać w samotności ten ból, nie myśląc o tym, że ktoś ich wyśmiewa?
Może takie chodzenie ( a raczej na pewno ) zwiększyło metabolizm organizmu i szybciej zaczęły goić się rany?
Może właśnie dlatego zakochali się na zawsze w przyrodzie?
Albo inaczej – wrócili na szlak?
A teraz wychodzą bo potrzebują samotności aby uciec od "świata" ludzi.
Tych wrednych sk***** co zwą się przyjaciółmi???
Dzielą dom na ostoję a szlak jako odpoczynek...
mój świat i moje kredki, a reszta niech spie****
Okiem naszych obiektywów http://yaktrafotografia.jimdo.com/
- wolfshadow
- Posty: 1050
- Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
- Lokalizacja: Jaworzno
- Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
- Płeć:
- Kontakt:
A ja powiem tak:
Gdy chcę wędrować samotnie - robię to. Ba. Zostawiam suczysko w domu bo czasem jej ADHD nie pozwala na cichą zasiadkę.
W grupie nie jestem zwolennikiem napierania. Może dlatego, że dla mnie liczy się jednakowo całość trasy a nie wyłącznie sukces z osiągnięcia punktu docelowego.
Wędrując patrzę i słucham. Wlepiam oczy w to co mam pod butami i w to co jest nad moją głową. Łapię zapach rozgrzanego słońcem igliwia i czasem ulotną woń dymu. Bywa, że odbijam od obranej marszruty aby sprawdzić coś co mnie zaintrygowało. Tak jak wczoraj gdy wędrując śródleśną, suchą łąką usłyszałem głosy żab. Kierując się dźwiękiem znalazłem nieznane mi wcześniej rozlewisko.
Wypady grupą też mają swoje plusy. Oprócz korzyści ze wspólnego działania dochodzą jeszcze profity z tytułu wymiany doświadczeń.
Gdy chcę wędrować samotnie - robię to. Ba. Zostawiam suczysko w domu bo czasem jej ADHD nie pozwala na cichą zasiadkę.
W grupie nie jestem zwolennikiem napierania. Może dlatego, że dla mnie liczy się jednakowo całość trasy a nie wyłącznie sukces z osiągnięcia punktu docelowego.
Wędrując patrzę i słucham. Wlepiam oczy w to co mam pod butami i w to co jest nad moją głową. Łapię zapach rozgrzanego słońcem igliwia i czasem ulotną woń dymu. Bywa, że odbijam od obranej marszruty aby sprawdzić coś co mnie zaintrygowało. Tak jak wczoraj gdy wędrując śródleśną, suchą łąką usłyszałem głosy żab. Kierując się dźwiękiem znalazłem nieznane mi wcześniej rozlewisko.
Wypady grupą też mają swoje plusy. Oprócz korzyści ze wspólnego działania dochodzą jeszcze profity z tytułu wymiany doświadczeń.
.:fortes fortuna adiuvat - Terencjusz:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
- yaktra
- Posty: 823
- Rejestracja: 05 kwie 2010, 18:57
- Lokalizacja: z krainy szaraka
- Tytuł użytkownika: tropiciel/ fotograf
- Płeć:
- Kontakt:
możesz sprecyzować ?Rzez pisze:Niestety, są też takie miejsca gdzie nie można samotnie napierać ze względów administracyjnych... :/
ja jestem gotów ( z racji dziwnych spotkań/ zgłoszeń ) złamać każdy pomerdany przepis.
Mam gdzieś przewodników i Ichni nawiedzony świat.
Bo wiem, że nie czynię szkody w bioróżnorodności terenu po którym chadzam...
szanuję faunę i florę a to wystarcza mi za przewodnika bo mam w zwyczaju słuchać i czytać co mówi knieja - najpiękniejsza to mowa jaką znam...
Okiem naszych obiektywów http://yaktrafotografia.jimdo.com/
- Rzez
- Posty: 667
- Rejestracja: 03 mar 2008, 23:16
- Lokalizacja: Mölndal
- Gadu Gadu: 2437677
- Tytuł użytkownika: F&L
- Płeć:
- Kontakt:
Np. Grenlandia. Mowa oczywiście o dłuższym spacerze (na nartach) przez lądolód, a nie o przejściu z portu do wioski rybackiej.yaktra pisze:możesz sprecyzować ?Rzez pisze:Niestety, są też takie miejsca gdzie nie można samotnie napierać ze względów administracyjnych... :/
ja jestem gotów ( z racji dziwnych spotkań/ zgłoszeń ) złamać każdy pomerdany przepis.
Mam gdzieś przewodników i Ichni nawiedzony świat.
Bo wiem, że nie czynię szkody w bioróżnorodności terenu po którym chadzam...
szanuję faunę i florę a to wystarcza mi za przewodnika bo mam w zwyczaju słuchać i czytać co mówi knieja - najpiękniejsza to mowa jaką znam...
Wiesz, możesz ich mieć gdzieś i łamać za granicą przepisy, ale przez to nie ponapierasz sobie w ciekawszych zakątkach kuli ziemskiej.
,,I don't know what's wrong with me, but I love this shit.''
-
- Posty: 277
- Rejestracja: 10 lut 2010, 08:48
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
- Tanto
- Administrator
- Posty: 1093
- Rejestracja: 26 sie 2007, 19:17
- Lokalizacja: Szczecin
- Gadu Gadu: 1743064
- Płeć:
Yaktra, więcej optymizmu... większość samotników (przynajmniej tych których znam osobiście i tych odrobinę znajomych z książek) to pasjonaci. Każdy z nas miał w życiu różne wzloty i upadki, ale mało kto próbuje leczyć psychikę samotnymi podróżami. I dobrze bo zamiast leczenia można popaść w większą depresję.yaktra pisze:Większość ( zaznaczam – to moje zdanie ) samotnych wędrowców do ludzie "skaleczeni" przez życie lub pasjonaci.
Większość wyrusza w teren samotnie bo tak jest wygodniej.
W przypadku standardowych wyjść w teren, na sześć przedmiotów które wymieniłeś trzy można uznać za zupełnie zbędny balast, z czwartego można też zrezygnować ale wygodnie go mieć.Zirkau pisze:1 menażka 3 cz. 1 toporek, maczeta, aparat foto, saperka, jedna kuchenka itp.
"...wszystkie koty z pyszczkami, które wyglądają, jakby ktoś wkręcił je w imadło, a potem wielokrotnie walił młotkiem owiniętym skarpetą, są Prawdziwmi kotami."
ależ oczywiście, ale odchodząc od całkowitego minimalizmu, w celu podniesienia komfortu zabeira się trochę więcej sprzętu, szczególnie przy dłuższym wypadzie. Im większa grupa, tym łatwiej sobie pozwolić na komfort.Tanto pisze:W przypadku standardowych wyjść w teren, na sześć przedmiotów które wymieniłeś trzy można uznać za zupełnie zbędny balast, z czwartego można też zrezygnować ale wygodnie go mieć.Zirkau pisze:1 menażka 3 cz. 1 toporek, maczeta, aparat foto, saperka, jedna kuchenka itp.
Idąc samotnie, musimy uważniej się pakować i uwzględniać charakter wyprawy. No i dużo zależy od sposobu podróżowania. Ostatnio dużo się wożę: albo w siodle albo w kanadyjce.
- Rzez
- Posty: 667
- Rejestracja: 03 mar 2008, 23:16
- Lokalizacja: Mölndal
- Gadu Gadu: 2437677
- Tytuł użytkownika: F&L
- Płeć:
- Kontakt:
Ok, ale przy dłuższym wypadzie im mniej tym lepiej i bardziej komfortowoZirkau pisze:ależ oczywiście, ale odchodząc od całkowitego minimalizmu, w celu podniesienia komfortu zabeira się trochę więcej sprzętu, szczególnie przy dłuższym wypadzie.
,,I don't know what's wrong with me, but I love this shit.''
no w lesie, raczej trudno tylko z kartą kredytową przeżyć.Rzez pisze:Ok, ale przy dłuższym wypadzie im mniej tym lepiej i bardziej komfortowo
Przykład samotnej wyprawy (Zirkau)
http://www.tactical.pl/forum/index.php/ ... #msg273739
- wolfshadow
- Posty: 1050
- Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
- Lokalizacja: Jaworzno
- Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
- Płeć:
- Kontakt:
Tyle, że canoe poniesie większy ładunek więc i na komfort można sobie lepszy pozwolić.Zirkau pisze:Przykład samotnej wyprawy (Zirkau)
W sumie pływałem tylko kajakami ale myślę, że w przypadku jednego wioślarza dociążenie łódki nawet jest wskazane.
Gdy przyjdzie tachać cały inwentarz na własnym grzbiecie to każdy gram się liczy. Ostatnio zrezygnowałem z siekierki na korzyść dużego, ciężkiego noża kuchennego. Waży gdzieś o połowę mniej a przy wycinaniu/docinaniu wierzbowych prętów sprawdził się lepiej niż siekierka. Wycinałem również trawę pod leże i jako krótka maczeta też się odnalazł. Dwa narzędzia w jednym. Saperkę zabieram tylko wtedy gdy mam w planach kopanie kłączy.
.:fortes fortuna adiuvat - Terencjusz:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
ok, ale temat sprzętu był wielokrotnie poruszany więc wrócę do meritum.
Cel samotnych wędrówek - łatwiej sprawdzic siebie, jak szybko siada nam psycha, kiedy głodno, zimno, ciemno i wszędzie daleko i kolejna rzecz nam się nie udaje np. złapanie ryby, czy chociażby transportu bo nogi już odmawiają posłuszeństwa.
Jako że w grupie łatwiej i raźniej, to czasem samotne wyprawy to naprawdę duże wyzwanie. No i to uznanie, kiedy coś dużego się wykona - samotny spływ dużą rzeką (np. Gienieczko McKenzi), samotne przepłynięcie Atlantyku, samotne przejście wybrzeżem Bałtyku czy łukiem Karpat. Bo grupowe wyjścia to wycieczka
A ja się wyciszam na takich wyprawach. Inna sprawa, jak ktoś już napisał - brak odpowiednich osób na takie wyrypy. A nie zamierzam się męczyć z nieodpowiadzialnymi, niedopasowanymi ludźmi.
Cel samotnych wędrówek - łatwiej sprawdzic siebie, jak szybko siada nam psycha, kiedy głodno, zimno, ciemno i wszędzie daleko i kolejna rzecz nam się nie udaje np. złapanie ryby, czy chociażby transportu bo nogi już odmawiają posłuszeństwa.
Jako że w grupie łatwiej i raźniej, to czasem samotne wyprawy to naprawdę duże wyzwanie. No i to uznanie, kiedy coś dużego się wykona - samotny spływ dużą rzeką (np. Gienieczko McKenzi), samotne przepłynięcie Atlantyku, samotne przejście wybrzeżem Bałtyku czy łukiem Karpat. Bo grupowe wyjścia to wycieczka
A ja się wyciszam na takich wyprawach. Inna sprawa, jak ktoś już napisał - brak odpowiednich osób na takie wyrypy. A nie zamierzam się męczyć z nieodpowiadzialnymi, niedopasowanymi ludźmi.
Mi się wydaje że jest to kwestia indywidualna każdej osoby. Zarówno samotne przemierzanie leśnych kniej jak i grupowa wycieczka mają swoje wady i zalety. Fakt w grupie zawsze raźniej można się wielu rzeczy nauczyć od bardziej doświadczonych podróżników, zawsze jest się do kogo odezwać, sprawdzić się w pracy w grupie i w razie jakiegoś wypadku zawsze można liczyć na pomoc towarzyszy. Tutaj moje spostrzeżenie odnośnie grupy zawsze musi być lider który zorganizuje wszystko, nie znaczy to że ma być niesamowita dyscyplina i posłuszeństwo ale jednak ktoś musi tą całą grupę poprowadzić. Idealna liczba takiej grupy to maksymalnie 6 osób. Natomiast samotna wędrówka to jednak większe wyznanie szczególnie w dalekie od cywilizacje rejony nie ukrywajmy że nie wszyscy się nadają. Jednak nie ma chyba nic piękniejszego niż obcowanie z przyrodą. A jak to ktoś robi to jego prywatna sprawa.
"Podróż tysiąca mil zaczyna się od jednego kroku" (Lao-Tzu)
- Hillwalker
- Posty: 271
- Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
- Płeć:
Jeśli nie śpimy "na dziko", samotnie trudniej znaleźć kwaterę, często właściciele niechętnie przyjmują pojedynczego turystę, zdarzało mi się spać w ciasnych pokoikach albo w jakiejś chłodnej klitce pod schodami. W takich sytuacjach dobrze użyć argumentu, że nie potrzebujemy pościeli. Warto mieć lekki śpiwór i poszewkę, z której przed snem robimy sobie poduszkę.
W górskich schroniskach problemu w większości przypadków nie ma, przy odrobinie szczęścia, po sezonie, można przekimać w ciepełku w dużym kilkuosobowym pokoju bez żadnego towarzystwa, mając do dyspozycji wieszaki, szafki, półki i inne luksusowe dobra ; za niewielką opłatą, oczywiście.
Yaktra napisał "Większość samotnych wędrowców to ludzie "skaleczeni" przez życie lub pasjonaci"
Podobnie jak Tanto uważam, że raczej pasjonaci. Ciężko doświadczonych mniej, podobnie jak psychopatów
W górskich schroniskach problemu w większości przypadków nie ma, przy odrobinie szczęścia, po sezonie, można przekimać w ciepełku w dużym kilkuosobowym pokoju bez żadnego towarzystwa, mając do dyspozycji wieszaki, szafki, półki i inne luksusowe dobra ; za niewielką opłatą, oczywiście.
Yaktra napisał "Większość samotnych wędrowców to ludzie "skaleczeni" przez życie lub pasjonaci"
Podobnie jak Tanto uważam, że raczej pasjonaci. Ciężko doświadczonych mniej, podobnie jak psychopatów
- Stalker
- Posty: 175
- Rejestracja: 23 kwie 2009, 22:05
- Lokalizacja: Warszawa
- Tytuł użytkownika: Samotnik
- Płeć:
A dlaczego nie mogą być skaleczonymi przez życie pasjonatami ? I dorzuciłbym do tego jeszcze te ciężkie doświadczenia. Inna rzecz, że większość z tych doświadczeń to nic w porównaniu z tym jak życie potrafi skaleczyć samotnością, przez co wędrówka staje się ciężkim doświadczeniem...Hillwalker pisze:Yaktra napisał "Większość samotnych wędrowców to ludzie "skaleczeni" przez życie lub pasjonaci"
Podobnie jak Tanto uważam, że raczej pasjonaci. Ciężko doświadczonych mniej, podobnie jak psychopatów
- Modlisz się? - pytam - Módl się - mówię - módl! Im dalej w Strefę, tym bliżej do nieba...
- Co? - pyta, bo nie dosłyszał...
- Co? - pyta, bo nie dosłyszał...
zwróce uwagę iż jest samotne i SAMOTNE wędrowanie.
Ot, często spływam całkowicie sam, nie spotykając żywego ducha, nie licząc widzianych z dużej odległości wędkarzy.
Innym samotnym wypadem był - jednosoobowy wypad na zimową na nartach w góry. Tyle ludzi co się mija na szlaku w górach, schronisku - to nie jest samotny wypad. To jest jednoosobowa wyprawa.
Ot, często spływam całkowicie sam, nie spotykając żywego ducha, nie licząc widzianych z dużej odległości wędkarzy.
Innym samotnym wypadem był - jednosoobowy wypad na zimową na nartach w góry. Tyle ludzi co się mija na szlaku w górach, schronisku - to nie jest samotny wypad. To jest jednoosobowa wyprawa.
-
- Posty: 724
- Rejestracja: 25 paź 2009, 10:06
- Lokalizacja: z kanapy przed TV
- Tytuł użytkownika: awski
- Płeć:
Dodając jeszcze kilka słów do tego, co zostało już powiedziane; w samotnych wędrówkach lubię ten dreszczyk emocji gdy się idzie w nocy po lesie, a tam jakieś zwierzaki po krzakach skaczą, chrząkają, tarabanią się i ogólnie wydają z siebie milion różnych dziwnych dźwięków niemożliwych do zidentyfikowania. Albo mgły ścielące się złowrogo nad polami, przydrożne krzyże wyłaniające się z oparów, odgłosy biegnących w mgle zwierząt. Świetliki unoszące się nad bagnami. Księżyc w pełni. Stado dzików idących przez moczary. Drzewa przybierające w mroku fantastyczne kształty...
W sumie ja często mam w takich sytuacjach stracha przed tym co widzę tylko oczyma duszy mojej i pobudzają mnie te przypływy adrenaliny. Z pewnością lepsze to niż oglądanie szmirowatych horrorów w TV, które mogą wzbudzać tylko politowanie. Z drugą osobą takich emocji nigdy nie ma. Nawet jadąc z kimś musiałem się często wymykać w nocy by poczuć klimat danego miejsca. Tak przykładowo było w rumuńskiej Sigishoarze, która dopiero wraz z wybiciem północy moim zdaniem zaczyna być tym, czego od niej oczekujemy.
W sumie ja często mam w takich sytuacjach stracha przed tym co widzę tylko oczyma duszy mojej i pobudzają mnie te przypływy adrenaliny. Z pewnością lepsze to niż oglądanie szmirowatych horrorów w TV, które mogą wzbudzać tylko politowanie. Z drugą osobą takich emocji nigdy nie ma. Nawet jadąc z kimś musiałem się często wymykać w nocy by poczuć klimat danego miejsca. Tak przykładowo było w rumuńskiej Sigishoarze, która dopiero wraz z wybiciem północy moim zdaniem zaczyna być tym, czego od niej oczekujemy.
- Abscessus Perianalis
- Posty: 919
- Rejestracja: 24 mar 2010, 06:38
- Lokalizacja: CK / Wa-wa
- Gadu Gadu: 1505060
- Tytuł użytkownika: Dziki Dzik
- Płeć:
Może to nie chodzi o to, że jesteś typem samotnika, tylko o to, że nie masz z kim iść? =P Miałem podobny problem, ale od jakiegoś czasu zauważam, że nie jest to problem. Zawsze można iść samemu, a i ludzi sensownych stosunkowo łatwo znaleźć - wystarczy się rozejrzeć. =)
"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz."
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
- wolfshadow
- Posty: 1050
- Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
- Lokalizacja: Jaworzno
- Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
- Płeć:
- Kontakt:
Kilka myszy leśnych przetrząsających w nocy opadłe liście w buczynie - dźwięk+wyobraźnia = 130kg dzik.Ciek pisze:a tam jakieś zwierzaki po krzakach skaczą, chrząkają, tarabanią się i ogólnie wydają z siebie milion różnych dziwnych dźwięków niemożliwych do zidentyfikowania
Trzy tygodnie temu obudziła mnie w nocy syrena alarmowa. Oczywiście w latach szkoły na PO przerabialiśmy rodzaje alarmów ale wiedza bywa ulotna. Pierwsza myśl: "A jak nas ktoś właśnie atakuje?" Wydłubałem się ze śpiwora i wyciągnąłem mini radyjko z plecaka. W eterze tylko informacje o możliwej wysokiej wodzie. Najprawdopodobniej jakaś jednostka OSP zbierała się do pożaru lub podtopienia a spodziewałem się co najmniej inwazji Rosjan (jeśli nie UFO-li) Zwykłe odcięcie od informacji i już człowiek się gubi w domysłach.
.:fortes fortuna adiuvat - Terencjusz:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.