Zirkau pisze:Ale przyznasz Yaktra, że lepiej jest coś potrafić, niż tylko mieć.
Oczywiście, że tak. Każde wyjście w teren (pozwól, że podeprę się fotografią, etapem na jakim jestem – nic wielkiego zresztą) jest w jakiś sposób nieprzewidywalne. Umieć improwizować to przydatna cecha. Do tego, jakieś tam zdolności manualne i wiedza o tym czy owym, jest bardzo na miejscu.
Obcowanie z przyrodą zawsze jest inne od ostatniego z wypadów. Teren terenowi nierówny, pogoda pogodzie, a przy tym niespodzianki jakie w terenie na nas „czyhają”.
Zirkau pisze:Buschcraft, surviwal bliski natury polega
Nie uprawiam żadnej z tych dziedzin, choć bushcraft, w przypadku fotografii przyrodniczej jest mocno do niej zbliżony, rzekłbym, bardzo przydatny. Pewnikiem i stąd moja obecność na owym forum, raczej, właśnie dlatego . Poczytać podpatrzeć i co? I na zasadzie improwizacji wdrożyć do swoich wypadów. Może zdarzyć się i tak, że gotowy produkt tak nie do końca spełnia moje oczekiwania, na droższy czy bardziej profesjonalny po prostu mnie nie stać. Zatem? Improwizuję.
Może jednak nie tak. Od dziecka uważam, że należy mieć szacunek i pokorę do dzikiej przyrody. Przed laty ją porzuciłem, teraz do niej wróciłem. Wróciłem zupełnie inaczej, staram się ją rozumieć poprzez słuchanie „mowy kniei” (wiesz o czym mówię). Nigdy jej nie niszczyłem, nie niszczę i teraz. Wolę przygotować się na wszelkie niespodzianki niźli dać się zaskoczyć. Nie sądzę, aby choć jeden z nas z tego forum przetrwał w terenie bez tak prostych „gadżetów” jak krzesiwo i nóż. Roślinki kończą się wraz z nadejściem pory zimnej a łowienie ryb bez wędki, a przynajmniej kawałka kija i sznurka na którym końcu dynda haczyk, to wyzwanie większe niźli się komuś wydaje. Polowanie bez broni palnej, łuku czy kuszy to zupełnie inna bajka, rzekłbym, kosmos. A żeby wystrugać choć łuk a doń skombinować cięciwę czy strzałę to spore wyzwanie.
Oczywiście zgodzę się z tym, że instynkt przetrwania daje niesamowitą siłę i wręcz nieszablonowe zachowania, ja jednak wolę się z tym nie mierzyć i jak wspomniałem wcześniej, to kuszenie losu, żeby nie powiedzieć, hmm, samobójstwo a przynajmniej, masochizm...
Może jeszcze taka "Edzia" jeśli się jeszcze da.
Nic nowego bo większość tak zaczynała, kto wie czy nie Ty.
Zrób tak kolego (to moje założenie, niekoniecznie słuszne).
Weź z sobą tarp, karimatę i śpiwór. Nóż, krzesiwo, coś do odkażania wody i pustą maleńką butelkę (może być niewielki bidon).
Bądź w terenie ze dwie godziny przed zmierzchem. Znajdź bezpieczną miejscówkę na nocleg (bezpieczna- znaczy ta oddalona od sadyb ludzkich i w sąsiedztwie wody) zakwateruj się, zdobądź tyle „paliwa” aby utrzymać ognisko całą noc. Rankiem przefiltruj wodę zaparz herbatki choćby z igliwia i spróbuj w ciągu dnia zdobyć coś do jedzenia, coś roślinnego.
Jeśli dzień trwa powiedzmy 12 godzin to szybko zauważysz, że przynajmniej ¾ dnia zejdzie Ci na zdobywaniu pożywienia, zaś pozostałe godziny to kolejne szukanie miejscówki i zdobycie „paliwa”.
Tak żyli pierwotni, zatem nic ciekawego. Cały dzień, całe życie podporządkowane było na zdobywaniu pożywienia a jeśli tej było o danej porze roku nieco więcej, szlifowali umiejętności w polowaniu, wymyślali wciąż nowe lepsze narzędzia itd.
Żyli zgodnie z rytmem przyrody i tam gdzie najłatwiej było przetrwać. Pomysł na hodowlę i rolnictwo przyszedł znacznie później, pewnie dzięki improwizacji o jakiej wspomniał Zirkau...