Pociąg ruszył punktualnie o 6:07, był rześki, mroźny poranek zimowy i choć był to początek dnia nic na to nie wskazywało, było ciemno jak w nocy. W miejscu styku pantografu z przewodem trakcyjnym powstawały silne błyski – osadzona szadź paliła się przewodząc prąd. Efekt był... piorunujący
![n ;)](./images/smilies/004.gif)
Gdy wysiedliśmy w Wiernej Rzece, było wciąż ciemno, nieprzyjemny mróz wciskał się za kołnierz. Jeszcze szybki skok na lokalny sklepik (byliśmy pierwszymi klientami) i w drogę.
Na zdjęciu 'zachodzący' nad lasem księżyc, niestety, fatalna jakość nocnego trybu mojej komóry.
![Obrazek](http://imageshack.us/a/img51/8350/29122012001.th.jpg)
Pierwszym punktem newralgiczno-strategicznym naszej wyprawy był bród na Wiernej (rzece), przyznam, że w głębi duszy wierzyłem, że może jakimś cudem woda będzie zamarznięta i uda się przejść na drugi brzeg suchą skarpetką (normalnie przeprawiamy się w tym miejscu na bosaka). Nic z tego rzeka płynęła sobie w najlepsze, ba nawet przybrała ponad normalny stan i chlupotała sobie dziarsko, poza przybrzeżną krą, lodu praktycznie nie było. Na myśl o przechodzeniu na bosaka ścinało mi się mleko do kawy w tubce. Była też koncepcja, żeby przejść w woderach z OP1, które Raku specjalnie wziął na tę okazję. Jednak porzuciliśmy i ten pomysł bo co jeśli nie udało by się przerzucić pary z powrotem, albo co gorsza jakaś mała dziurka w starej, zimnowojennej gumie. (kto miał styczność z Opkami ten wie, że jakaś dziura zawsze gdzieś się znajdzie) Ruszyliśmy w dół rzeki z nadzieją... jak się okazało przez następne 7.5 kilometra lokalne społeczności nie przewidziały ułatwienia przeprawy, albo my nie byliśmy dostatecznie spostrzegawczy. Ale nic w życiu nie dzieje się z przypadku, i nie ma tego złego co na ciekawe nie wyjdzie.
W rzece udało się nam zaskoczyć szeleszczącego w przybrzeżnych chaszczach bobra, który poobcował trochę z nami a potem dał nura do wody udowadniając nam, jak mięccy jesteśmy – my tutaj z moczenia nóżek robimy problemy a ten kąpie się cały i nie narzeka. Bobrowi zdjęcia nie udało mi się zrobić, ale za to poniżej efekt jego działalności.
![Obrazek](http://imageshack.us/a/img541/8463/29122012002.th.jpg)
Zresztą w późniejszych etapach widzieliśmy masę ściętych przez bobry drzew i jedną tamę zbudowaną przez te zwierzęta. Niestety, bobry nie uzgadniają swoich budów z urzędem gospodarki wodnej, przez co pewnie czeka je kiepski los, bo podmywania nikt nie lubi.
Dzień rozwijał się pięknym, słonecznym porankiem, czekała nas fajna pogoda. Tymczasem mostku nigdzie nie było a my oddalaliśmy się coraz bardziej od zamierzonej trasy. Gdzieś w jednej wiosce jakiś piesio przyczepił się merdając ogonem i poszliśmy razem przez kilkaset metrów. Trochę się obawiałem, że zostanie już na zawsze, jednak w pewnym momencie 'opamiętał' się i opuścił nas wracając w okolice swojej michy. Doszliśmy w pobliże zakładu w Małogoszczy. O właśnie tak to wyglądało:
![Obrazek](http://imageshack.us/a/img547/6579/29122012003.th.jpg)
Minęliśmy jakąś zataczającą się babcie (zatoczyła się dwa razy, solidnie, nie wiadomo dlaczego). W pewnej miejscowości, gdzieś na końcu świata zaatakował nas krnąbrny pudel, z domu wyskoczył właściciel w podkoszulce i majtasach i nawoływał pupilka 'Puszek chodź tu!' Ładny mi puszek, kanapowa bestia! Nie dostał gazem po nosie tylko tylko ze względów ogólnopojętego humanitaryzmu względem zwierząt
![n ;)](./images/smilies/004.gif)
Po chwili ukazał się wreszcie długo oczekiwany mostek: włóczykije dziękują kołom łowieckim - nie pierwszy raz korzystamy z ich kładek.
![Obrazek](http://imageshack.us/a/img841/4779/29122012005.th.jpg)
Potem wspięliśmy się na Czubatkę i krokiem 'koszącym', przedzierając się przez chaszcze zeszliśmy do Bolmina. Raku wyłuskał spod ziemi wielki, ciężki ale ciekawy kamień do akwarium i od tej pory tachał go zawzięcie na grzbiecie. Widok gdzieś z Grzębów Bolimowskich na jakieś frontalne zaczyny na niebie, które groziły zmianą pogody.
![Obrazek](http://imageshack.us/a/img688/875/29122012006.th.jpg)
Potem pokręciliśmy się w okolicach Polichna, minęliśmy potężny kamieniołom w Gałęzicach:
![Obrazek](http://imageshack.us/a/img835/7781/29122012010.th.jpg)
A następnie weszliśmy do lasu i już żeśmy z niego nie wychodzili (przed zakończeniem eskapady). W okolicach jaskini Piekło pojawiły się nowe, niewytłumaczalne przedmioty, najprawdopodobniej pozostałości po często odwiedzających Góry Świętokrzyskie kosmitach:
![Obrazek](http://imageshack.us/a/img13/5414/29122012011.th.jpg)
![Obrazek](http://imageshack.us/a/img843/1207/29122012012.th.jpg)
Potem szliiśmy i gadaliśmy i gadaliśmy... Po udanym przekroczeniu autostrado-podobnej obwodnicy (co czasem bywa nieprzyjemne – ostatnio kicaliśmy przez nią jak zające między pędzącymi samochodami i to tylko dzięki powalonemu ogrodzeniu i niewykończonej jeszcze robocie) wieczerza chińsko-zupkowa a po niej kawka, na chłodny żołądek jak znalazł:
![Obrazek](http://imageshack.us/a/img824/4124/29122012014.th.jpg)
Jak to przy zupce, tematy były ciężkie, dotykające rzeczy ostatecznych, w których z Rakiem nie do końca się zgadzamy, ale co tam.
Po tym momencie, zachodzące słońce na kilka chwil utopiło bezlistny las w odcieniach czerwieni, zaczynał się głuchy, zimowy wieczór. W ciemnościach szliśmy jeszcze ok 2 godzin a potem z buta do miasta...
Wypad bardzo udany, dzięki pięknej pogodzie udało się zachować suche stopy, nawet desanty Józefy mnie nie obtarły. Ogólna długość trasy ok 45 kilometrów, płuca wywietrzone, krew natleniona i umysł spokojny - nabity obrazami odpoczywającej natury.
Co żeśmy widzieli, potwierdza rzecz znaną, że nasze Świętokrzyskie Góry piękne 'som' i tyle.
Pozdrowienia.