Widzę, że jak zawsze przy takich dyskusjach temat się trochę rozjechał. Więc wracam do pierwszego postu.
Jakoś nikt nie zwrócił uwagi na różnice czasów w jakich swoją przygodę z turystyka zaczynali forumowicze. Kiedyś to co dzisiaj część nazywa "survivalem" było zwykłym uprawianiem turystki przy totalnym braku sprzętu. Chodzenie do lasu na kilka dni z nożem i czasem siekierką, a do tego z kocem - bo nic innego w zasięgu nie było, bez namiotu i jedynie z menażką pamiętającą którąś tam wojnę światową było ZWYKŁĄ TURYSTYKĄ. Każdy radził sobie jak umiał przystosowując do warunków ekstremalnych zwykłe noże kuchenne gerlacha, lub trofiejny bagnet od mauzera, a farbując mundurek harcerski w plamy cebulą robił sobie pierwszy strój maskujący. Jadło się wszystko, co dało się złapać lub znaleźć - korzystając z wiedzy babć i dziadków. Spało się w szałasach na barłogu z trzciny, świerkowych gałęzi lub wrzosu i to była normalka. Potem z czasem - wiekiem - te umiejętności doskonalone na kolejnych wyprawach, traktowane już były w latach 90-tych za sztukę przetrwania
. Na początku XXI w. społeczeństwo wychowane na dziesiątkach filmów dostępnych na VHS, a później i w necie oraz wszelkiego rodzaju poradnikach, traktujące namiot i śpiwór jako rzecz normalną, a nie tak jak my za luksus - wyprawę z zabraną małą ilością sprzętu traktuje jak survival. To są dwie różne drogi dochodzenia do tego samego. My zaczynaliśmy od niczego i dalej to doskonaliliśmy z czasem zauważając "pomocność" nowych rozwiązań i techniki, a oni zaczynając od sprzętu i powoli go redukując uczą się radzenia sobie bez tych wszystkich dodatków. Nie da się dzisiejszej młodzieży wprowadzać w ten świat starymi metodami. Oni mają zupełnie inny bagaż doświadczeń i wiedzy zupełnie różnej od naszej - wywodzą się ze społeczeństwa informatyczno-komercyjnego i dlatego jest im trudniej obyć się bez tych wszystkich udogodnień. Po prostu oni zaczynają z przeciwnej strony.
Trzydzieści parę lat próbuję im w tym pomóc i już kilka razy zmieniałem metody.
Dlatego chwała tym, którzy - jak wynika z postów na tym forum są dużo młodsi ode mnie i do wielu rzeczy dochodzili sami, a wiedzą i doświadczeniem mogą naprawdę zakasować wielu "starych".
No i zgadzam się ze Staszkiem, że survival zaczyna się tam, gdzie kończy się sprzęt, a zaczynają kłopoty i trudności. I wtedy zostaje tylko doświadczenie, pełna improwizacja i ta determinacja, chęć przeżycia bez której cały ten survival jest tylko sztuką dla sztuki.
I w życiu zdarzyło mi się to jedynie raz i to w miejscu, gdzie całe moje "puszczaństwo" niewiele mogło mi pomóc.
Co do sprzętu. Według mnie dobry jest wtedy, kiedy jest skuteczny w danych warunkach. I taka siekierka Fiskars, choćby, najlepsza i najdroższa niewiele pomoże w lasach nad Rio Napo w Amazonii, gdzie do wszystkiego i tak najlepsza jest lekka i poręczna maczeta za 10-12zł - od torowania drogi, obierania manioku, strugania strzałek, przez oprawianie ryb, ścinanie drzew do pielenia upraw i kopania. Sprzęt dobry jest taki, jaki mamy i umiemy się nim sprawnie posługiwać.
No i dajmy młodym szanse. Niech zaczynają od GPS i nadmuchiwanych namiotów z butlą sprężonego powietrza. Z czasem patrząc na innych zmienią upodobania - wiem, sprawdzałam
Ufff... koooooniec