Norwegia - Jotunheimen & Hardangervidda

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
Rzez
Posty: 667
Rejestracja: 03 mar 2008, 23:16
Lokalizacja: Mölndal
Gadu Gadu: 2437677
Tytuł użytkownika: F&L
Płeć:
Kontakt:

Norwegia - Jotunheimen & Hardangervidda

Post autor: Rzez »

Hej!

W końcu po kilkunastu godzinach siedzenia fotki są już dostępne ;)

Norwegię odwiedziłem w terminie 11 września-5 października (powrót z IS miałem 9 września przed 23, zatem jesteście w stanie wyobrazić sobie zabieganie; ogólnie w ciągu ~84 godzin spałem jakieś 12-14 h:).

Najpierw, po wcześniejszym dogadaniu sięz Bartkiem, wybraliśmy się w góry Jotunheimen. Więcej w tym temacie.

16 września Bartek wrócił do kraju, ja natomiast udałem się najpierw do Gravdalen. Prognozy pogody nie były optymistyczne, ale nie przejmowałem się tym. Początkowo zakładałem przejście się do Olavsbu i zdobycie kilku okolicznych szczytów oraz
odpoczynek po IS; w najgorszym wypadku obszedł bym sobie dolinę Utladalen. Życie w swojej nieprzewydywalności zgotowało mi trochę inny los i zmuszony byłem zostać w Gravdalen, gdyż rozciąłem sobie piętę.

Po 5 dniach odpoczynku (w ciągu których padało 4 dni:) zszedłem do Naturhus, tam spędziłem noc, a następnie udałem się na Viddę. Pogoda w Jotunheimen miała być bez zmian - deszcz non-stop. Hardangervidda przywitała mnie nie lepiej - Słońce + deszcz + śnieg + wiatr + błoto. Pierwszego dnia po 1,5 h dotarłem do Appelsinhytta. Byłem całkowicie przemoknięty i przemarznięty; na szczęście w plecaku były wodoszczelne worki z suchymi ubraniami.

Znowu musiałem czekać 2 noce, zanim pogoda poprawiła się na tyle, że mogłem myśleć o przejściu do Kjeldebu (cały czas wiało, pierwszej nocy spadło w niektórych miejscach 1 metr sniegu, drzwi były przyblokowane przez śnieg i lód etc.). O dziwo po pierwszej nocy miałem towarzyszy - parę z Czech, która dawniej była już w NO (45 dniowa podróż przez większość parków narodowych) oraz wcześniej zwiedzała Kanadę (2 miesiące pod namiotem :).

25 września pogoda poprawiła się na tyle, że postanowiłem przejść się dalej. Początek był całkiem w porządku, ot wiatr i trochę śniegu. Warunki pogorszyły się dopiero później. Ogólnie było to ok. 3 godzin w naprawdę ciężkich warunkach (bardzo mocny wiatr + deszcz + śnieg, który rozmarzał na ubraniu + błoto po kolana + konieczność brodzenia w wodzie/przechodzenia przez rzeki). Pozostałe 4,5 h szło się już względnie spokojnie (nie trzeba było walczyć z zamarzającymi palcami:). Do Kjeldebu dotarłem już stosunkowo suchy, tylko buty i skarpety były przemoczone, ale to nie dziwota. Szybka kąpiel w strumyku i do ciepłej chatki. Połamał mi się kijek teleskopowy :/

W chatce poznałem bardzo ciekawego człowieka, rozmawialiśmy do dosyć późnej nocy. Ze względu na charakter jego pracy nie będę tutaj przytaczał szczegółów, kto wie ten wie, kto nie wie pewnie się nie dowie ;)

Znowu musiałem czekać na poprawę pogody. Następnego dnia o 23:30 wpadła dwójka chłopaków z Oslo - oni pokonali trasę w 11,5 h. Pojawił się też pewien dziwny bezrobotny Norweg, którego spotkałem także później. Drugiego dnia zjawili się myśliwi. Zdobyłem trochę info o warunkach zimowych i co jest potrzebne, aby sobie po Viddzie w lutym pohulać ;)

Przyszedł w końcu czas i na mnie. Zapowiadał się najlepszy dzień (wg prognoz) zatem trza było ruszyć tyłek i dotrzeć do Hadlaskard (35 km dalej). Pierwsze 3 h tylko padał śnieg i mocno wiało (szedłem w krótkich spodenkach); łapy znowu przemarznięte. Po postoju dodałem grube rękawice, nogawki, stretch na gorę. Pogoda raz się poprawiała, raz pogarszała. Wpierdzieliłem się do rzeki, mocząc nogawki. Na szczęście, obyło się bez większych strat. Teren w dalszym odcinku przypominał Falklandy (ze zdjęć) - rozległe i łagodne pagóry. Do tego lekko prószył śnieg. Po prószeniu zaczął padać i zawiewać. W tych warunkach musiałem przejść przez 2 rzeki na boso. Warunki pogarszały się cały czas. Wial mocny wiatr, śniegu było od cholery. Ogólnie teren wyglądał często tak: 20-30 cm śniegu, 0,5 cm-1cm lodu, 20-30cm błota. I się człowiek ładował w taką breję. Miałem sporo dryfującego śniegu, który walił prosto w gębę. Coś takiego trwało trochę ponad 6 godzin.

Zdjęć nie było sensu ani jak robić, od razu zawilgociło by obiektyw. Muszę przy tym przyznać, że w zestawie ubraniowym, który używałem (Berkner Ultra 3D na gorę i na dół, spodnie Milo Nevada na dół, bluza Stretch Montano i wiatrówka Arktis Stowaway Shirt) szło się znakomicie, cały czas miałem komfort termiczny i byłem suchy (nie brałem wogóle kurtki wodoodpornej zarówno na IS jak i do NO, tylko pertex :). Ubranie na zewnątrz trochę zamarzło. Po 10,5 h byłem w Hadlaskard (wg mapy 11,5h:). Dzień odpoczynku.

Następnie udałem się do Torehytten, gdzie spotkałem miłych Francuzów. Wpadli akurat gdy na zewnątrz trwała zamieć. Jak szedłem dzwonić ~20 było ponad 1 metr sniegu. 12 minut później w niektórych miejscach zawiało ślady :)

Następny odcinek był piękny widokowo i prowadził do Tyssevassbu (chatka beznadziejna, miała prąd etc., zero klimatu). Ostatni odcinek, który pokonałem to Tyssevassbu-Mosdalsbu. Myślałem, że zajmie to jakieś 7-8 godzin. Trochę się przeliczyłem, szedłem 13 h w śniegu powyżej kostki, często do kolan, czasami po biodra. Teren był bardzo nierówny, co chwila się gdzieś zapadałem, skały były pokryte lodem. Krok, krok, w dól albo w zaspę i tak cały czas, szło się za to bardzo przyjemnie (tj. pod względem psychicznym warunki które spotkałem na Viddzie nie były dla mnie dołujące itp.). Ostatni odcinek to czysta magia, schodziłem z przełęczy w świetle księżyca, a następnie tak przez bagienka pokryte śniegiem (praktycznie nie korzystałem z czołówki).

Do Oslo wróciłem na stopa (365 km). Poróbowałem łapać w tunelach, niestety bez powodzenia ;) Kolejny zacny czlowiek podwózł mnie 325 km, a jazda była wypełniona rozmową o wyjazdach, sprzęcie, mentalności Skandynawów etc. Nockę spędziłem na północ od Sognvann, rejon ten jest szczególnie lubiany przez mieszkańców Oslo i koleś polecił mi, żeby tam spędzić noc, a nie w hostelu. Faktycznie, było warto, przepiękna okolica, a tylko 20 minut metrem od centrum!

Podczas wyjazdu sporo wypocząłem, głównie za sprawą niekorzystnej pogody :) Poznałem za to kilku wspaniałych ludzi i chociażby dlatego warto było jechać.

PS. Wróciłem w poniedziałek 5.X ok. 23:00 ale poszedłem spać dopiero 26 h później, ze względu na pełne szkło w domu ;)
Ostatnio zmieniony 12 paź 2009, 20:16 przez Rzez, łącznie zmieniany 1 raz.
,,I don't know what's wrong with me, but I love this shit.''
Awatar użytkownika
Tresor
Posty: 699
Rejestracja: 28 sie 2007, 17:42
Lokalizacja: Małopolska

Post autor: Tresor »

Stary ZŁY wyjazd na maksa !!!!
pieknie pieknie :) !!!
Awatar użytkownika
wolfshadow
Posty: 1050
Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
Lokalizacja: Jaworzno
Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
Płeć:
Kontakt:

Post autor: wolfshadow »

Rewelacyjna dokumentacja fotograficzna. A widoki.... cud, miód.
.:fortes fortuna adiuvat - Terencjusz:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
Awatar użytkownika
Valdi
Posty: 950
Rejestracja: 29 sie 2007, 23:43
Lokalizacja: Litwa-Vilnius
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Valdi »

Pogratuluje raz jeszcze, z wielka przyjemnoscia ogladalem zdjecia!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Fotki survivalowo-turystyczne”