Dwudniówka: Szczawnica - Przehyba - Rytro

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

volt
Posty: 19
Rejestracja: 27 sty 2009, 12:34
Lokalizacja: małopolskie
Gadu Gadu: 6991715
Płeć:

Dwudniówka: Szczawnica - Przehyba - Rytro

Post autor: volt »

18 czerwca około 10. rano wysiedliśmy z autobusu w Szczawnicy. Pogoda niezła: pełne słońce, bezwietrznie, jakieś 25 stopni. Po doposażeniu się w najbliższym sklepie, ruszyliśmy zielonym szlakiem na Przehybę.

Już w trakcie planowania tego wypadu, wiedzieliśmy że najgorsze czeka nas na początku – różnica poziomów między Szczawnicą a Przehybą wynosi ok. 600 metrów, a szlak jest stosunkowo krótki, więc również stromy. O ile w miasteczku nie było tego tak czuć, o tyle na łąkach słońce prażyło niemiłosiernie. I niby byłem w górach, które tak uwielbiam, niby wyrwałem się z miasta, czego potrzebowałem, lecz jednak wciąż coś było nie tak. Plecak za ciężki, ścieżka za stroma, słońce za ostre, w ustach za sucho... Poziom entuzjazmu nie wyższy niż podeszwy moich butów.

Pierwszy postój zorganizowaliśmy po trzech kwadransach marszu. Śniadanie na trawie uświadomiło mi, że choć jestem na szlaku, we łbie wciąż tłuką mi się sprawy, którymi żyłem w domu. Gdzieś w okolicach drugiej bułki zrozumiałem, że tu, w górach, jest tylko moje ciało, umysł zaś został w mieście, i że taki właśnie stan rzeczy jest przyczyną tego, że wciąż coś jest nie tak.

Najedzeni, napojeni, oraz oświeceni (przynajmniej ja), ruszyliśmy dalej. Szlak wspinał się dosyć stromo i już niedługo zza pagórków wyłoniły się najpierw Tatry, a potem Trzy Korony i Sokolica, na których byliśmy podczas poprzedniego wypadu. Przyszedł wreszcie czas na łąkę, z której panorama zapierała dech.

Dalej szlak wiódł głównie przez zagajniki oraz lasy, co było zbawieniem, zważywszy na palące słońce. Według mapy przejście ze Szczawnicy na Przehybę zajmuje około 4 godzin. Nie zależało nam na rekordzie, a nawet przeciwnie: do schroniska planowaliśmy dobić około 18. Szliśmy powoli, przystając mniej więcej co godzinę. Takie tempo ma swoje zalety, bo więcej zauważasz; bardziej czujesz miejsce, w którym akurat się znalazłeś. W przerwach piliśmy piwo i tradycyjnie już próbowaliśmy sił w makrofotografii.

Po 14 zorganizowaliśmy dłuższy postój na jedzenie i drzemkę. Szlak wydawał się tak spokojny, cichy i opustoszały, że rozwaliliśmy się po prostu na ścieżce. Po półgodzinnej drzemce obudziłem się w górach. Całym sobą w górach i wreszcie poczułem się szczęśliwy. Pięć minut marszu od miejsca odpoczynku zobaczyliśmy w oddali nasz cel: schronisko na Przehybie i masz telewizyjny, który górował nad wierzchołkami drzew.

Półtorej godziny później odebraliśmy klucze do pokoju. Widok z okna był świetny. Szybki prysznic, pyszne ruskie pierogi w stołówce i znowu ruszamy na szlak. Tym razem bez plecaków, a naszym celem jest punkt widokowy i jaskinia w okolicach Wietrznych Dziur. O ile punkt znaleźliśmy naturalnie bez problemów, o tyle jaskini nie udało się nam namierzyć. Mapa w skali 1:50 000 nie jest zbyt pomocna przy lokalizowaniu obiektów poza szlakiem. Chciałem dopaść 1:25 tys., ale nikt jeszcze nie opracował takiej mapy Beskidu Sądeckiego.

Po powrocie do schroniska, rozpaliliśmy ognisko. Okazało się, że żaden z nas nie zabrał z domu kieliszka, ale daliśmy sobie radę ;). Późną nocą dopijaliśmy piwo siedząc na parapecie okna w pokoju, z nogami opartymi o blaszany dach. Nie było to może zbyt bezpieczne, ale za to było bardzo odprężające.

Ranek przywitał nas deszczem, który przeszedł w mżawkę, kiedy jedliśmy śniadanie w stołówce. Gdzieś w okolicach kawy mżawka przeszła do historii, ale niebo wciąż zasnute było ołowianymi chmurami. Pożegnaliśmy się z właścicielem schroniska, nota bene bardzo sympatycznym gościem, i ruszyliśmy na szlak, który prowadził do Rytra przez Radziejową – najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego (1262 m n.p.m.).

Szło się dobrze, choć podświadomie pewnie obawialiśmy się deszczu. Horyzont, z racji pogody, był zamglony, ale w jakiś specyficzny sposób dodawało to majestatu pagórkom pod nami. Czułem w kościach, że podobnie jak wczoraj, nie spotkamy na szlaku nikogo.

Z Małej Radziejowej widać już było wieżę na szczycie Radziejowej. Między tymi szczytami rozciąga się przełęcz, co powoduje, że gdy patrzysz przed siebie, myślisz tylko o jednym: dlaczego, do ciężkiej cholery, tu zawsze musi być tak stromo?! Zeszliśmy na dno tej przełęczy, żeby wspiąć się na Radziejową.

Przed skrzyżowaniem szlaku z leśną drogą spotkaliśmy coś, co mnie zdumiało: nagrobek. Znicze ustawione w półkole przed metalowym krzyżem z tabliczką o treści: „Ś.P. Stanisław Baran, lat 55, odszedł w tym miejscu dn. 6. 11. 2005. Kochał góry. Stąd było mu bliżej.”. Dziwnie się poczułem, patrząc na krzyż przy szlaku. Pewnie, wojenne mogiły są dosyć częste, bo przecież w Beskidzie Sądeckim działała partyzantka, ale ten krzyż mówił o czymś zupełnie innym niż wojenne bohaterstwo. Był dowodem śmierci zwykłego człowieka, który niespełna cztery lata temu, tak jak ja teraz, po prostu poszedł w góry. I już z nich nie wrócił. Nie walczył z okupantem, zamiast karabinu i świadomości, że jest na wojnie, niósł pewnie plecak, a w duszy zachwyt nad tym pięknym miejscem. Zmarł na szlaku... Powiem wam, że dotychczas nic nie nauczyło mnie większej pokory i szacunku do gór, jak ta właśnie mogiła.

W dziwnych nastrojach ruszyliśmy dalej. Dwadzieścia minut przed szczytem Radziejowej zaczęło kropić. Pół godziny później, gdy już wdrapaliśmy się na wieżę widokową, zza chmur wyszło słońce i miało nam towarzyszyć prawie do samego Rytra. Wieża wznosi się na 20 metrów i góruje nad wierzchołkami drzew. Widok z jej platformy jest po prostu niesamowity: 360 stopni cholernie rozległej przestrzeni wokół ciebie. Trudno opisać taką panoramę; myślę, że to po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy.

Pod wieżą zrobiliśmy postój na drugie śniadanie, a potem ruszyliśmy czerwonym szlakiem. Spotkaliśmy jedynego na szlaku, jak się miało okazać, turystę. Na Niemcowej odbiliśmy w kierunku Rytra i dzięki temu przeszliśmy przez miejsce, które Maria Kownacka opisała w „Szkole nad obłokami”. Trochę dalej nadarzyła się okazja użycia apteczki, bowiem kumpla użarł w nogę bliżej niezidentyfikowany owad. Odessaliśmy jad strzykawką, co spowodowało natychmiastową ulgę w pieczeniu i swędzeniu. Ostatecznie sprawę załatwił plaster.

Dwie godziny drogi przed Rytrem niebo znowu zasnuły deszczowe chmury i obawialiśmy się burzy, ale po godzinie wyszło słońce. Busem wróciliśmy do Nowego Sącza, a ulewa dopaść nas miała jeszcze tego samego dnia, tyle że późno w nocy, gdy opijaliśmy wyprawę w knajpie, ale to już zupełnie inna historia :)


WNIOSKI:
- w tygodniu turystyczne szlaki Beskidu Sądeckiego są opustoszałe. To świetne tereny i odpowiednia pora na samotne wędrówki.
- idąc wolniej, czujesz więcej.
- zakrętka Wyborowej znakomicie sprawdza się w roli awaryjnego kieliszka.

Link do galerii: http://picasaweb.google.com/braaaain/18 ... ehybaRytro#
Awatar użytkownika
maxter
Posty: 145
Rejestracja: 11 maja 2009, 10:26
Lokalizacja: Ostróda
Płeć:

Post autor: maxter »

Krótka, acz treściwa wyprawa. Bardzo ładne zdjęcia :) . Zazdroszczę Wam, że macie tak blisko do gór. Ja niestety nie mogę być tam tak często jakbym chciał :-(
pzdr
Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym. Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym terminie. Ponadto autor zastrzega sobie prawo zmiany poglądów bez podawania przyczyny.
Awatar użytkownika
Pablo666
Posty: 166
Rejestracja: 10 wrz 2007, 13:43
Lokalizacja: Olsztyn
Gadu Gadu: 4097251
Płeć:

Post autor: Pablo666 »

Właśnie.... dlaczego nas z nad jezior ciagnie tak w gory??? jak bysmy się w tych bagnach z uwielbieniem taplac nie mogli.... :-x


taaa..... ja sie w tatry w tym roku wybieram, chce ktos?? icon_twisted


a tak na poważnie... jaki aparat??
Awatar użytkownika
slaq
Posty: 675
Rejestracja: 20 wrz 2007, 08:39
Lokalizacja: Warszawa
Płeć:

Post autor: slaq »

Zacna wyprawa :-P tylko ciekawy jestem tegoż sposobu ze strzykawką :mrgreen: mnie coś ostatnio pożarło na bagnach i coś czuję, że strzykawka by mi chyba jednak nie pomogła ;-) pozdro
volt
Posty: 19
Rejestracja: 27 sty 2009, 12:34
Lokalizacja: małopolskie
Gadu Gadu: 6991715
Płeć:

Post autor: volt »

Dzięki maxter :) Góry są niesamowite. Gdybym mieszkał gdzieś dalej od nich, oszalałbym.
Pablo666 pisze:Właśnie.... dlaczego nas z nad jezior ciagnie tak w gory???
Bo Wy, znad jezior, podświadomie czujecie, że w górach piękniej jest i ciekawiej :D Żartuję, rzecz jasna; wszystko to przecież kwestia gustu. A co do pociągu górskiego: może to po prostu chęć poznania czegoś nowego? Ja się czasem zastanawiam jak to musi być nad jeziorami, że płasko, że wilgotno i błotniście.

Aparat Fujifilm FinePix S8000fd. Nie jest jednak tak pięknie z fotografowaniem, jak mogłoby się może wydawać po galerii. Wytrzaskaliśmy blisko 700 zdjęć w ciągu tych dwóch dni. 400 z nich poszło do kosza zaraz po zgraniu, ponieważ nie siadły tak, jak chcieliśmy. Z pozostałych 300 wybrałem te najlepsze. Chyba już czas poczytać jakąś książkę o fotografii, bo coś mi się widzi że samorodnymi talentami to kumpel i ja nigdy nie będziemy :P

slaq pisze: tylko ciekawy jestem tegoż sposobu ze strzykawką :mrgreen:
Pomysł strzykawki został zainspirowany ideą działania aspivenin ( http://www.aspivenin.pl/produkt.html ), przy czym strzykawa owa miała być awaryjnym elementem apteczki (na dłuższe wyprawy w bardziej wilgotne tereny wciąż planuję zakup aspiveninu). Strzykawa ma wymiary ok. 12 cm długości na 3 cm średnicy. Oczywiście przód, czy też "dziubek" został ścięty.

Szliśmy ścieżką przez łąkę. W powietrzu czuć było, że zbiera się na burzę. Usłyszałem tylko przekleństwo i zobaczyłem, jak kumpel łapie się za nogę mniej więcej 5 cm ponad kostką. Pytam co się stało, a on że coś go użarło. Rozglądam się w poszukiwaniu węża, bo niby wszystko się zgadza: rozgrzana łąka z ciepłymi kamyczkami, wysoka trawa, nastrój przed burzowy i dziabnięcie na wysokości kostki. Wreszcie kumpel mnie oświeca, że widział jak siadł mu na skarpetce jakiś owad, uwalił go i szybko odleciał, ale że nie ma pojęcia co to było. Oglądamy miejsce ukąszenia w pierwszej minucie po. Nie widać ani żadnego rumienia, ani opuchlizny, ani tym bardziej żądła. Zdziwieni, dochodzimy do wniosku, że pewnie jakiś kolec wbił się w skarpetkę i akurat wtedy dotknął skóry (ile znacie owadów, które atakują niczym ninja?). W ciągu kolejnych 3 minut kumpel zaczyna utykać, drapać się po nodze i informować o pieczeniu i swędzeniu. Zaglądamy pod skarpetkę. Zaczyna być widoczny powiększający się bąbel, nie mam więc wątpliwości, że coś faktycznie go użarło. Sprawdzam jeszcze, czy aby nie przypomina to śladu po wężu, ale nie; jedna mała ranka, trochę większa niż po ukąszeniu komara. Przecieram ją gazikiem nasączonym alkoholem. Następnie przykładam strzykawę i delikatnie wyciągam tłok. Czekam jakieś 2 minuty, po czym chowam strzykawę i jeszcze raz przemywam rankę gazikiem. Po opuchliźnie nie ma śladu. Potem plaster. Zanim go zakleiłem, usłyszałem: "O k...., przestało boleć".

Ponieważ do dziś nie wiem, co ugryzło kumpla, trudno jest mi jednoznacznie odpowiedzieć, czy pomogła strzykawa, czy wystarczyło jedynie zdezynfekować ranę. Fakt faktem jednak, że po zastosowaniu strzykawy pozbyliśmy się opuchlizny.
Awatar użytkownika
slaq
Posty: 675
Rejestracja: 20 wrz 2007, 08:39
Lokalizacja: Warszawa
Płeć:

Post autor: slaq »

No dzieki za wyczerpujący opis :-D o strzykawce słyszałem własnie jeśli chodzi o węże ale jakoś mi to umkło :-P no nic jak coś użre to zastosuję. W sumie w domu jakieś strzykawy posiadam a potrzebne mi są gdy ma córka nie chce jeść ino się bawić jedzeniem płynnnym chce :mrgreen: wtedy strzykawka szybko i sprytnie załatwia sprawę - pomysł mej żony 8-)
volt
Posty: 19
Rejestracja: 27 sty 2009, 12:34
Lokalizacja: małopolskie
Gadu Gadu: 6991715
Płeć:

Post autor: volt »

Proszę bardzo :) Do ukąszeń węży, a konkretniej żmij, bo tylko one są w Polsce jadowite, wolałbym stosować właśnie aspivenin, z racji jego potwierdzonego działania (mam na myśli właściwą siłę ssącą oraz możliwość doboru właściwej końcówki, co też ma wpływ na skuteczność odciągu jadu). Okazało się jednak, że i zwykła strzykawa może chyba pomóc na owady. Czas pokaże czy będzie skuteczna np. w przypadku użądlenia pszczoły, albo odessania kleszcza, chociaż wolałbym nie musieć jej testować ;) Generalnie patent uważam za interesujący.

PS. Z tego co czytałem, równie ważne jak odessanie ewentualnego jadu, jest zdezynfekowanie ranki przed i po, tak żeby usunąć toksynę z powierzchni skóry.
krzysiekdolgan
Posty: 0
Rejestracja: 25 cze 2009, 15:19
Lokalizacja: IŁAWA
Płeć:
Kontakt:

Post autor: krzysiekdolgan »

Piękne widoczki planuję właśnie wybrać się gdzieś w góry. Może jakieś propozycje
volt
Posty: 19
Rejestracja: 27 sty 2009, 12:34
Lokalizacja: małopolskie
Gadu Gadu: 6991715
Płeć:

Post autor: volt »

Wszystko zależy od tego ile masz wolnego/pieniędzy/co chcesz zobaczyć. Beskid Sądecki jesteś w stanie złazić dość dokładnie w ciągu 3 - 5 dni, choć będzie to oczywiście szybka, "zaliczeniowa" wycieczka. Jest tu wiele miasteczek, które nadają się na bazy wypadowe jednodniówek, więc możesz zarezerwować sobie pokój powiedzmy w Piwnicznej i stamtąd robić wycieczki nawet na Przehybę. Przykładów można mnożyć w nieskończoność. Wszystko ograniczają trzy kryteria, które podałem na wstępie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Fotki survivalowo-turystyczne”